Kaszubianka
pola lasami równo przecina.
Tu kurka na grzędzie gdacze,
tam dzwonek gliniany kołacze.
Chabry, kaczeńce dokoła,
wiatr wśród wierzb ludzi woła.
Pod strzech słomiane chaty:
- Przywdziejcie odświętne szaty,
niech konie ktoś zaraz przywoła,
czas jechać nam do kościoła!
W modlitwy głębokiej zadumie,
słychać drżący szept w tłumie:
- Nadejdzie i pora pacierzy
lecz teraz ku nam wojsko bieży.
Chcą nam odebrać Pomorze,
nie pozwól im Panie Boże…
Krew aż w Kaszubach zawrzała,
wnet chłopów się gwardia zebrała:
- Panowie, a teraz z głów czapki!
Synowie ziemi kaszubskiej matki.
W jedności jest siła, potęga i chwała!
Skoro nas wiara tutaj zebrała,
w opiekę weźmie nas Matka Boża.
Będziem wytrwale bronić Pomorza!
Z kolan powstali przed oblicze Boga,
kobiety nagła ogarnęła trwoga.
Wszelakie dobra, perły, kamienie,
niewiele warte tak przyziemne mienie,
jeśli pozwolić najeźdźcom z każdej strony,
odebrać sobie Kaszub korony.
Nie ma wśród śmiałków choćby jednego,
który by nie miał dorobku takiego,
jakiego nie chciałby dzieciom zachować
i pokoleniom nowym darować.
Zwołano wszystkich mędrców Pomorza,
znad jezior, lasów oraz znad morza.
Wspólnie decyzję ważną podjęli,
nikt im sprzeciwić się nie ośmieli:
- Niech każdy broń w dłoni dzielnie trzyma!
Wśród synów tej ziemi zostanie kraina!
Która przez tyle lat matką nam była,
niejedno imię sławne wykarmiła!
Matki i żony chorzy i dzieci,
nim pierwszy promień słońca zaświeci,
przyjdzie im żegnać tych, co za Kaszuby,
gotowi życie oddać chroniąc ich od zguby.
Godni podziwu, pełni męstwa, chwały,
dmą w trąby, wołają, dudnią w cymbały.
Zbroje błyszczące na tors zakładają,
w obliczu Boga przysięgę składają:
- Dopóki słońce na niebie świeci,
dopóki życie z nas nie uleci,
krew krąży w żyłach, z ust płynie ballada,
biada wrogowi naszemu, biada!
Drżeć przed najeźdźcą nie zamierzamy,
ojców krainy im nie oddamy!
Choćby nam przyszło polec w blasku chwały,
ocalimy dzieciom Kaszub teren cały!
Na koń wsiadają, a wiatr echem niesie
tętent twardych kopyt po pomorskim lesie.
Grzywy rozwiane, nozdrza rozwarte,
wśród drzew i kniei dwa szeregi zwarte.
Co w biegu szpaler bojowy stworzyły,
widokiem dech zaparły, lęk wszelki skruszyły.
Lecz wróg zbrojny zewsząd na nich zmierza,
poddać się bez walki wcale nie zamierza.
Bije się zaciekle o kościerskie granice,
strach spogląda poprzez lśniące przyłbice.
Zewsząd krzyki, lamenty, złowrogie odgłosy.
Dym palonych wiosek sięga pod niebiosy.
Straty takie same są po obu stronach,
kobiety, chorzy, dzieci przyczajeni w domach.
Czekają końca bitwy lecz ogień klęskę głosi,
dziś nie na zwycięstwo się tutaj zanosi…
O ziemi kaszubskiej ubożsi całe hektary,
rycerze dzielni odeszli w lasów pomorskich pieczary.
Pomiędzy niebem, a ziemią ich dusze utknęły,
i tam wśród Aniołów decyzję powzięły:
Że dotąd bramy niebios w pełni nie przestąpią,
dopóki spokoju dla ludu swego nie dostąpią.
Do dziś wśród lasów kościerskich gęstwiny,
słychać śpiew rycerzy i modły dziewczyny.
Dziś spokojnym snem śpi Kaszub ludność cała,
gdyż Bogu w opiekę siebie i rycerzy swych ufnie oddała…