Pomiędzy
gdy ranek mnie omija twoją głośną nieobecnością,
a w sercu przestrzeń, w której wciąż cię dotykam,
choć już tylko wspomnieniem, ukrytym pod uśmiechem.
Za mało twoich kroków, gdy miasto mnie ukołysze,
a każda myśl o tobie spada we mnie jak światło
i nagle w zwykłym zdaniu słyszę twój głos,
jakbyś wracał w rytmie, który noc mi podkradło.
Za mało twoich barw, gdy dzień się we mnie przelewa
i nawet wiatr na rogu zwalnia, by cię przywołać,
a ja w drobnych chwilach szukam twojego słowa,
co potrafiło jedną chwilą uśmiech wywołać.
Za mało twojej bliskości, gdy mrok w oknach straszy,
ten dawny dotyk wciąż zna drogę do skóry,
a ja czuję, że w tej ciszy mógłbyś znów dojrzewać,
by wrócić jak ciepły oddech po długiej, mrocznej burzy.
