Wiersz na kacu
kędy się flaszka z bruzdy przebłyska ?
Chcesz poczuć w zwojach wirowy prąd,
zaś w duszy lekkość i miły swąd ?
Lecz nim wypłyniesz, niesyty kolego,
pamiętaj, że twe łapczywe ego
rozdęte do granic ślepej niewoli,
nie skurczy się gładko do trzeźwej woli.
Bo z pierwszą, w wątpiach ckliwie zadudni,
lecz pijesz dalej - choć nie ze studni -
aż w gębie zakwitnie posmaku pąk -
nim rano dostąpisz gastralnych mąk.
Z drugą, otworzą się czerstwia ukryte,
przed dziwnym jakimś, nieznanym bytem,
w którym na srebrnych polach do rana
Błąka się księżna w czerwień odziana.
Za nią sznur dziewic z rękami w górze,
w srebrzystej bieli, błękicie, purpurze.
Zanoszą błagania, by za garść groszy
skąpać się w chwili niezwykłej rozkoszy,
Do której wrota chwalebnie zabite,
chronione czystym żelazem litem.
Lecz która z nich klęknie i się ukorzy,
na twe skinienie się furta otworzy.
I łąki ujrzysz, bujne, promienne,
i srebrne wydmy, morza bezmierne,
i raje słodkie, gdzie głos wabi, śpiewa,
a śpiewem strąca owoce z drzewa,
Jak gdyby gwoździe wskroś przerdzewione
ktoś w mózg ci wbijał jak rymy szalone,
które wykreślił zbój - wariat, poeta,
gdy umysł wyostrzy mu trzecia seta.
Z czwartą, zawitasz w gaj pomarańczy,
gdzie kiwa się głowa starego radży
który, gdy chwycą potrzeby kleszcze,
klekocząc mantrę, powtarza - Jeszcze.
Istotnie, w skrócie, to ciebie czeka,
gdy w suchy pysk wlejesz tak ze sto deka -
com sam doświadczył i spisał w bólu,
po czystej z lodu i jednym Red Bull-u.