Budko pozwól żyć
Gdy niestrudzenie toczą się wody Wichity.
Oto ten, który nad mocarze się mieniał,
Strącony, a dziś strzelony - czytaj wypity.
A dokąd to zmierza i dokąd liczy kroki,
Chytrze jak lis, który węszy za zwierzem ?
A idzie do celu, krzywo patrząc na boki,
Gdzie tłucze się Kmicic z małym rycerzem.
Przed siebie do sali gdzie gwar oraz krzyki,
Gdzie skusić do swego daremnie się trudzi,
Gdzie siedząc w brzydkie podpadło nawyki,
Czterystu przeszło bardzo gniewnych ludzi.
W krąg, więc odważnie postąpił świetlisty,
Przed stopniem grunt porządnie macał, nie
Pytał qvo vadis, lał się potok słów perlisty,
Gdy szedł kursem, gdzie lśniła łysa glaca.
Jak wprawny szermierz nabrał pół obrotu
Pochylił się z twarzą dobrego wujaszka,
Zaszeptał, by nie drażnić kolegi na boku :
"Szafka nie puszcza, a tam druga flaszka".
Flaszka? Aż pradziadek obrócił się w grobie
A Borys odparł, bo miał funkcję klucznika
"Bez paniki, mam kluczyk przy sobie. Wiesz
Donald nie Midas, przy nim wszystko znika".
I poszli chłopcy malowani, koślawo, bras
Dessus, bras dessous, chwiejnym krokiem,
I tak idą do dzisiaj raz w lewo, raz w prawo,
A nam wszystkim od lat wyłazi to bokiem.