Stop
Stoję wśród ludzi, przede mną szyba.
Każdy ma cel, z czasem się ściga.
Człowiek za człowiekiem, niezapamiętany miga.
Idę i ja wśród tłumu, nie tam gdzie on, lecz pod prąd.
Nie interesuje mnie dokąd zmierza, ani po co, ale skąd....
Po drodze mijam też tych co dawno z sił opadli i płaczą,
przechodzę obok takich, którzy porażkami innych się raczą...
Zakochani na mojej szybie, ślady ust zostawiają,
smutni i zapłakani, z mą barierą się zderzają,
wściekli, w biegu walą w nią pięściami,
winni, szepczą słowa ze swoimi grzechami...
Ci co mają wiele, chcą mieć szczęście i jeszcze więcej.
Wielu co ma wszystko, chce przeżyć życie jak najprędzej.
Łoża śmierci na boku mojej ścieżki są poustawiane.
Tylko przez tych co kochają, są zawsze odwiedzane.
A teraz, gdy rozglądam się właśnie na obrzeża,
dzieci, ludzi kochających widok mnie uderza.
Te osoby, jako jedyne się nigdzie nie spieszą.
Z chwili co trwa, wargami smutnymi się cieszą.
Dokąd zmierzam ja? Czy pod prąd to ta dobra droga?
Czy te wszystkie tłumy nie wracają przypadkiem od Boga?
Widzę wolne łóżko, po lewej stronie od białej ściany, z numerem "66"....
Siadam obok chłopca bez bliskich.
- "Chcesz mieć przyjaciółkę?- cześć..."