Niebo lubi spokój
Światełka wielobarwne nad swoją głową widziałam
Huk straszny słyszałam, lecz wcale się nie bałam
Śpiewy, krzyki, toasty, dźwięk szkła tłuczonego
Śmiechy ludzi wokół, życzenia roku lepszego...
Gdy euforia ucichła, ostatni rozbłysk na niebie
Spojrzałam na wschód, dwadzieścia pięć kilometrów za siebie
Czarny, spokojny tam horyzont niczym nie zmącony
Delikatnie szczęściem Polaków tylko zadymiony...
Zamknęłam oczy. Niezawodna wyobraźnia zadziałała
Strach zobaczyła, ludzi w piwnicach schowała
Dzieci w ramionach matek, zapłakane, skulone
Oczy mężczyzn z obawą w nieoczywiste chmury wpatrzone
My objęci ze szczęścia, oni objęci ze strachu
My w cieplutkich domach, oni w domach bez dachu
My roztańczeni tej nocy, oni na zimnym froncie wojennej szachownicy
Oni modlący się o jutro, ja zamyślona dziewczyna spod wschodniej granicy...