Koniec poezji
Panie Czesławie,
poetom jednak nie zostawiono
choćby odrobiny radości,
a świat wcale nie runął,
jak prorokowałeś.
Odeszli,
zabierając swoje
pobazgrane bruliony,
a resztek zużytych metafor
nikt nawet nie zamiótł.
Rano
następnego dnia
wiersze pisała już
sztuczna inteligencja,
która nie potrzebowała
ani miłości czystej,
ani wódki,
ani granatów w słońcu,
ani chociażby
wyuzdanego seksu.
Nasze dni
wciąż zaczynały się
od kipiących wschodów
słońca,
a kończyły spojrzeniem
w oczy,
więc i bez poetów
było całkiem
znośnie.