Sen motyla
Jak każdy motyl, żyję szybko.
Musiałam zbliżyć się do Ciebie,
nawet za cenę wolności...
Twój dotyk był pełen pożądania,
rozgrzewał i chłodził na zmianę.
Brakowało nam cierpliwości i umiaru.
Twoje spojrzenie dosięgnęło mnie
dużo wcześniej niż zrobiły to dłonie.
Płonęłam żywym ogniem i ten sam ogień
widziałam w Twoich oczach.
Moje serce tłukło się pomiędzy nami,
burząc ostatni bastion oporu.
Twój głos owinął się szeptem wokół mojej szyi,
musnął płatek ucha i przysiadł pocałunkiem,
najpierw jedynie w mojej wyobraźni,
a potem Twoje usta objęły moje,
przyjmując słonych łez kilka
za dowód uniesienia.
Może bałam się po prostu
przebudzenia ze snu?
Wtulając się we mnie tej nocy,
drżałeś jak kamerton.
Świt, choć, blady i lodowaty
od północnego wiatru,
był Twoim sprzymierzeńcem.
Nie chciałam wypuścić Cię z ramion
i nie mogłam tak po prostu odejść.
Być, kochać i dzielić się tym, co najdroższe...
Nie potrafiłam przestać myśleć o tym,
co będzie jutro,
wtedy, gdy zobaczysz moje skrzydła...