Przebudzenie
I liliję musnęła, lecąc tępo drgała.
W deszczu liście dzwoniły cichutko parami,
A wiatr poruszał silnie na boki kwiatami.
Pachniało, silną wonią, niosło dookoła.
W oddali stukanie dochodzi nam dzięcioła.
W ciszy letniej werblem równo stale nadaje,
Budzi w gniazdach ptaki, piskląt liczne ich zgraje.
Ptasi śpiew to muzyka zbiorowa, jedyna,
Słowik w krzakach, koncert solowy znów zaczyna.
I gra jakby na lutni, pary przywołuje,
Śpiew czysty, etiuda srebrna, nikt go nie skopiuje.
Dalej słychać dźwięk kosa, który w swej solówce,
To zagra, to przerwie ton powtórzy w końcówce
Jakby zmieniał strojenie jednak nie to samo
Śpiewem budzi nas wszystkich, śpiewa pięknie rano.
Spłoszony skowronek sam poleciał i czeka,
Wysoko w obłokach treluje, czasem zwleka.
W ptasim graniu słychać i rdzawego rudzika.
Śpiewaniem długim jego głos nie umyka.
I powiesz słyszę niby piosnką ptasią utkaną,
Szumem stawu, odgłosem tak poprzeplataną.
Gdzie kukułka od czasu do czasu zakuka,
A to dla niej żadna bywa trudność lub sztuka.