Przeklęta miłość
tak to właśnie wygląda.
Być może deszcz
jest dla niej
swego rodzaju katharsis
i czuje się wtedy mniej brudna...
Powolny rozkład za życia
budzi litość, ale
nie przysporzył jej przyjaciół.
Rozmazany tusz na palcach
niezmiennie przypomina
o mrocznej nocy,
o zgryźliwej, nikomu niepotrzebnej,
zgorzkniałej samotności,
której niemym świadkiem
jest czarny, bakelitowy
aparat telefoniczny.
Stoi na stoliku od lat,
milczący i zapomniany.
Jak ona...
Trupi zapach,
rozkładających się dni,
czuć już dwa piętra niżej.
Nikt tu nie zagląda.
Bo i po co...
Kiedyś, dawno temu
była otwarta na miłość.
Cóż z tego, kiedy z miłością
jej drogi nie przecięły się nigdy.
No może raz...
Nie chce tego pamiętać,
ale jej bezlitosna wyobraźnia
podsuwa najbardziej wymyślne obrazy.
Kaleczy myśli, wpędzając ją
w kołowrotek niekończących się wyrzutów.
Jest winna, to prawda.
Kto wie, może odpokutowała już
swoje grzechy w piekle bezsennych nocy,
w ciszy garbatych dni,
gdy kolejny raz szorowała
na kolanach podłogę,
zmywając po trzydziestu latach,
wyimaginowaną już krew.
Oddałaby wszystko
za jego jasne blond włosy,
namiętne spojrzenie
i dotyk ust na szyi...
Nie pamięta jak to się stało.
Ten moment, mimo upływu lat,
skrywa niepamięć.
Czasem próbuje sobie przypomnieć,
wyje wtedy z rozpaczy i żalu.
Nad nim i nad sobą.
Na biało-czarnych fotografiach
można z łatwością dostrzec
radość i szczęście.
Wydrapuje je co noc ze swoich myśli.
To jej pokuta.
Nic więcej jej nie zostało,
nie ma żadnych,
innych śladów jego obecności.
Jej też nie ma,
duchowo należy do innego świata.
Kiedyś przyjdzie ten dzień
gdy wreszcie się uwolni
od życia, wspomnień i zapachu krwi.
Sama wymierzy sobie sprawiedliwość.
Dziś jednak powstrzymuje ją
brak odwagi.