Historia pewnego zegara
w tryby zegara.
Zakasłał, poruszony
niespodziewanym ruchem.
Zaburczał, z głębi całego,
sprężynowego jestestwa,
wyraźnie niezadowolony.
Tak naprawdę było mu żal,
że nigdy nie zebrał się na odwagę,
aby z nią porozmawiać
i wyznać, co do niej czuje.
Gdyby był młodszy
i bardziej żwawy,
już trzymałby ją w ramionach.
Teraz, zostało mu tylko patrzeć,
jak flirtuje o świcie,
z księżycem w nowiu.
Tyle zauważył kątem oka,
nim odpadł mu sekundnik
i osunął bez życia na ceratowy obrus,
mocno już wyblakły od słońca.
Czy rzeczywiście
tak chce przeżyć ostatnie dni?
Zgorzkniały i samotny?
Lata świetności ma już za sobą.
Gonitwa myśli wprawiła w ruch
zardzewiałe, zębate kółka.
Pomyśleć, że kilkadziesiąt lat temu
był atrakcyjnym młodzieniaszkiem,
głodnym wrażeń, ciągle w podróży.
Dziś zmętniał mu nie tylko wzrok,
ale nawet wspomnienia…
Wiedział dobrze, że już jej nie dogoni,
była dla niego zbyt szybka.
Ciągle gnała, nie oglądając się na nic.
Zupełnie, jakby czas, dla niej nie istniał.
Noc, jego wyimaginowana kochanka,
Ostatnio przybladła nieco,
straciła blask i zszarzała.
Najwyraźniej i jej, dał się we znaki,
morderczy wyścig z czasem.
Może, na pierwszy rzut oka,
nie było tego widać,
ale ona również potrzebowała snu.
Cóż z tego...
Kiedy tylko przymknęła oczy,
ten przerdzewiały szaleniec,
wydawał z siebie upiorne jęki,
nawołując, jakby się paliło!
Ileż oddałaby za chwilę ciszy i spokoju.
Cienie pod oczami nie dodawały jej urody.
Zrezygnowana przysiadła na skraju łóżka,
Przykryła ramiona batystowym szalem,
delikatnym i gładkim, jak jego dłonie.
Do dziś pamięta ten dotyk na twarzy.
Byli sobie przeznaczeni, wielu tak mówiło.
Cóż z tego, nie chciał zejść na ziemię,
wybrał wieczną samotność.
Na zawsze zawieszony wśród gwiazd,
rozświetla najmroczniejsze sny,
w ramionach trzyma cały świat.
Pociągała ją jego eteryczna uroda,
rozmarzone spojrzenie
i szept, którym kołysał ją do snu.
Ich światy splecione były ze sobą.
Drogę wskazywały gwiazdy…
Platoniczność ich uczuć
była osnową mlecznej drogi,
światłem w każdej rzece i strumieniu,
poświatą wokół jego twarzy,
gdy zawstydzony głębią swojej miłości,
patrzył z tęsknotą
na pierwsze zmierzchu cienie,
wypatrując nocy.
Godziny upływały mu na czekaniu.
Czas nie miał litości.
Czasu trwanie wyznacza przeszłość,
teraźniejszość i przyszłość.
Noc przeplata się z dniem,
flirtując z czasem.
Księżyc i słońce poruszają się
po tym samym niebie.
Tylko budzik został sam,
pogrążony w ciszy
i mroku niepamięci.
Choć zardzewiał,
wciąż próbował walczyć
z nieubłaganym upływem czasu.
Zanim oddał ostatnie tchnienie,
zrozumiał, że to nie czas
był jego wrogiem,
lecz strach przed życiem.
Noc, po raz pierwszy
spojrzała na niego z czułością.
Może dlatego, że wiedziała,
że ich wspólna podróż dobiega końca.
Z delikatnym, kojącym uśmiechem,
otuliła go swoim spokojem,
pozwalając mu odejść w ciszy jej ramion,
których tak bardzo pragnął.
W ostatnim momencie,
zanim zamknął oczy, zrozumiał,
że nawet w najciemniejszych chwilach,
zawsze jest miejsce na odrobinę światła.