do samotności.
Dzieliłyśmy razem pokój, bazgrałyśmy kredkami po ścianach,
a Ty zawsze ze mną.
Obojętną mnie uczyniłaś,
brudząc w zazdrości farbie,
Więc teraz stoję tutaj, sama jak palec.
Ten stan mnie upaja gorzką trucizną,
tnie jak nożem, by potem płakać nad blizną,
A ty śmiejesz się podle,
gdy o kogoś bliskiego się modlę,
mimo to nadal sama zostaję
i zdaje się ta pustka ciężarem.
Czy tak już być powinno,
czy w sercu moim zimno
na zawsze pozostanie?
Dorosłam, ale nie przywykłam do Ciebie.
O dotyk błagam, co skórę rozpali,
o miłość, co myśli w płaszcz odzieje namiętnie,
o przyjaźń, co wspomnienia przyniesie piękne,
nim serce mi z samotności pęknie.
Nie bazgram już kredkami po ścianach,
chyba nadszedł czas, by się rozstać,
ukochana.