Erotyk V
Kości cezarów zmywając w niesławie.
Niosą pytania, lecz nikt ich nie czeka
I tak płynie od lat zieleni pełna rzeka.
Końca dnia czekam, blasku klejnotów,
Po których podąża wzrok, potem dłoń, i
Pragnę patrzeć na trójkąt twych włosów.
Na zapach czekam, wpatrując się w toń.
Jeszcze wczoraj przecież nas nie było.
Pomiędzy nami była tylko przestrzeń,
Zimna, spragniona pieszczot skóra i
Bezbarwne, spełnione dniem powietrze.
A przecież między nami tylko słowa,
Jak martwe liście spadające w ciszy.
Krążą, nie znając sensu istnienia, tak
Jak krzyk, którego nikt nie usłyszy.
Nareszcie szarość kształtów nabrała,
Krótko twój kolor rozpłomienił chwile,
Które jak warkocz gwiazd spadających
Mignęły, jak w tańcu splecione motyle.
Dwie perły w pucharze - słodka nagroda
Gron winnych sok wlałem w szklanice.
Prosiłaś bym pierwszy wychylił toast,
Więc wziąłem ich zapach w źrenice.
Gdy wbijałem się w ciało okryte tuniką,
Gdy kusiłaś oliwkowych półkul doliną,
Przyjęłaś do siebie i byłaś Bereniką,
Gdy w usta rozkosz to byłaś Mesaliną.
A kiedy leżałaś spragniona, dysząca,
W miłości do wczoraj bardzo samotna,
Szepnęłaś nad ranem bym nie odchodził,
Naga, choć cały czas tak wilgotna.
Teraz gdy minie kolejna i pusta godzina
Lecz nie zjawisz się wcale, pozostaną
Usta miłością zbryzgane, a nad nimi
Bezwolne i zielone wciąż fale...