Przemiana
wszystkie krzyki,
niesprawiedliwe zarzuty
i słowa krytyki.
Utopiłam w ciszy smutki,
zawistne spojrzenia, rozczarowania
i niedopowiedzenia.
Utopiłam w ciszy samotność,
hektolitry zazdrości
i bezdenną rozpacz.
Rozłożyłam nad głową wielki parasol nadziei,
cały mokry od deszczu,
od łez w słońcu się mieni.
Teraz śmiało mogę iść
z ciszą pod rękę.
Bez obawy, że serce mi pęknie.
Teraz cisza jest tęczą w mych włosach,
skrzydłami kolibra
i chłodną na trawie rosą.
W końcu potrafię,
obejmuję ramionami ciszę...
Wreszcie słyszę.