Baśń biblioteczna cz3/5
– Będzie dobrze, - pomyślał dodając sam sobie otuchy. - W końcu tyle wysiłku, który we mnie włożyli i te szybki i te zawiaski i ten piękny kluczyk, nie pójdą chyba na marne? Tak podtrzymując się na duchu spędził, oczekując na bliżej nieokreślone nieznane, kilka kolejnych godzinach. Około południa w wielkim pomieszczeniu, jak z podziemi pojawiło się nagle kilka ubranych w powłóczyste szaty osób. Wszystkie one stanęły w jego pobliżu i wzmocnionym powiększającymi szkłami spojrzeniem przycisnęły przerażony regalik do zimnych gotyckich cegieł. Wszystko to sprawiło to że nagle poczuł się jak skazaniec chwilę przed egzekucją. Ciszę którą do tej pory zagłuszał jedynie stukot butów o twardą posadzkę, przerwał nagle piskliwy głos najniższej z osób, która trzymała w rękach wielką książkę.
- Pani kierownik, to jest ten mebel który nam obiecali.
- To? Co oni sobie myślą? Nam potrzeba półek na książki, a nie etażerki jak dla jubilera. No i co ja z tym zrobię? – spytała z wyrzutem, odrobinę korpulentna, najwyższa z zebranych.
- A może weźmie go pani do swojego gabinetu? – odpowiedziała piskliwa z wielką książką.
- Jeszcze czego? To by dopiero była afera. Zaraz by dyrektor zaczął wytykać, że zamiast dbać o książki troszczę się jedynie i własny czubek nosa.
- A może postawmy go przy wejściu i zróbmy taką wystawkę z nowościami? Widziałam podobną w Olsztynie. – zapytała trzecia, mająca włosy upięte w śmieszny kucyk.
– W Olsztynie mówisz? To może nawet nie głupi pomysł. Zrób taką wywieszkę, „Nowości wydawnicze” i wstaw do środka kilka poczytnych książek. No Baśka, z ciebie jeszcze będą ludzie. – dodała wyniosłym tonem i po chwili wszystkie z takimi minami na twarzach, jakie ma się najczęściej po rozwiązaniu najtrudniejszej zagadki swego życia ruszyły w stronę wielkich drzwi.
- Nowości wydawnicze? To chyba raczej nie najgorzej - pomyślał regalik, gdy już minęło mu pierwsze przerażenie. – Po tym, co spotkało mnie w ostatnim czasie bez problemu wytrzymam i to. Oby tylko nie na rozpałkę, - dodał w myślach drżącym głosem, gdyż jak wiedzą wszystkie drzewa, to właśnie ogień definitywnie i nieodwracalnie kończy drzewny żywot. Przemyślenia meblowe nie trwały jednak zbyt długo, gdyż za chwilę do sali weszło dwóch pachnących tanim tytoniem i owocowym winem jegomościów którzy niezgrabnie przenieśli regalik do sąsiedniego pomieszczenia. Było ono właściwie podobne do poprzedniego, jednak ktoś do niemożliwości zastawił je podobnymi do siebie półkami uginającymi się pod ciężarem rzędów najprzeróżniejszych książek. Niedaleko wejścia stała nieduża lada za którą krzątały się uprzednio poznane kobiety. Z ich zachowania wynikało, że to właśnie książki są głównym obiektem ich zainteresowania, gdyż z pietyzmem przenosiły je, ustawiały na półkach, wyrównywały i poprawiały. Co pewien czas zaglądały też do różnych, niewielkich szufladeczek opisanych kształtnymi literkami wyjmując i wkładając do nich prostokątne karteczki. Oprócz znajomych pań w pomieszczeniu krzątało się również wiele innych osób, ale ich odwiedziny w tej sali było raczej okazjonalne i ograniczały się do krótkiej rozmowy ze stałymi bywalczyniami i wymianą na inne przyniesionych przez siebie wolumenów.
- Panowie, tu go postawcie – powiedziała niespodziewanie Barbara ze śmiesznym kucykiem wskazując ręką miejsce w pobliżu drzwi. - Tu chyba będzie najlepiej, bo każdy obok niego przejdzie, a i dodatkowo zasłoni kosz na śmieci? – zapytała spoglądając w stronę korpulentnej koleżanki.
– Jest super – odpowiedziała zapytana i czym prędzej powróciła do rozmowy niewielką wzrostem właścicielkę związanego pokaźną białą kokardą grubego warkocza.
– To jak będzie pani kierowniczko? Tutaj stawiamy? – odezwał się ubrany w kufajkę i berecik z antenką pierwszy z wielbicieli taniego wina.
– Super panie Kaziu, ale oprócz jednego. Przecież już nie raz prosiłam pana by nie wchodził tutaj z papierosem w ustach. Tu jest świątynia książek, jeden niedopałek i nie będzie, co zbierać. Naprawdę aż tak mało zależy panu na tej pracy? A może pan się skusi na wypożyczenie jakiejś książeczki, - spytała nagle zmieniając temat rozmowy?
- Pani Basiu, ja już żem szkołę dawno skończył i nawet ojciec nieboszczyk z pasem w ręku nie wyrobił we mnie miłości do czytania. A te pety to takie głupie przyzwyczajenie. Przecie ja nigdzie nie rzucam. No dobra, my może lepiej z Olkiem już pójdziem sobie, bo u dyrektora trzeba będzie okno naprawić. Do widzenia szanownym paniom – powiedział przesadnie uprzejmie, po czym prędko wyszedł ciągnąc swego kolegę za rękaw, mrucząc przy tym coś niewyraźnie pod nosem.
– Do widzenia i dziękuję za pomoc – odparła kobieta dźwięcznym głosem w stronę pośpiesznie oddalających się mężczyznom.
– Ale ich szybko spławiłaś. Myślałam, że się będą dopraszać, (jak to oni mówią) piątaka na wino za fatygę. Ty chyba naprawdę masz papiery na kierowniczkę – dodała korpulentna pokazując przy tym rząd szarawych zębów.
W takich to właśnie okolicznościach rozpoczął się pierwszy dzień panowania dębowego regaliku. Szumne stwierdzenie „panowania”, bynajmniej nie jest bezpodstawne. Nie chodzi tu jedynie o szlachetny materiał, z którego został stworzony, ale głównie o funkcję, jaką sprawował. Witał wszystkich wchodzących do pomieszczenia. Sporadyczni odwiedzający przed nim pochylali głowy, przy tym z ciekawością zaglądając do środka. Szybki miał zawsze lśniąco czyste, a każda książka wyeksponowanie na jego półce uważała to a największy zaszczyt. Wszystkie starały mu się przypodobać licząc po cichu na to, że zaprezentuje je w sposób szczególny. Dodam również iż nigdy nie cierpiał na nudę, gdyż każda z nich starała się udowodnić mu, jaka to ona jest wspaniała, opowiadając ze szczegółami swoją zawartość. Najczęściej było to nawet bardzo miłe, gdy zawierały jakąś ciekawą i zajmującą historię, jednak kiedy miano nowości tyczyło jakiejś pozycji technicznej, opisującej budowę domu, lub działanie obrabiarki do drewna, regalik czym prędzej powstrzymywał zapędy gawędziarki mówiąc, że jest zmęczony i raczej dzisiejszej nocy nie ma nastroju na słuchanie. Jego upodobania dziwnym trafem rozpoznawała pani Basia, która to osobiście była odpowiedzialna za dobór wystroju półek i starała się by miejsce na nich najczęściej zajmowały piękne, odziane w kolorowe obwoluty powieści. Zarozumiałe i przemądrzałe książki naukowe raczej gościły tam przelotnie i to na bardzo krótko. Podczas pierwszego roku jak prawdziwy władca poznał szereg praw panujących w jego nowym królestwie. Dowiedział się, co zapisane jest w katalogach, na jak długo można wypożyczyć książkę i jakie są kary za niedotrzymanie terminów. Wiedział też dokładnie, co to jest skontrum, oraz jak przebiega zmora wisząca nad każdą pozycją, czyli selekcja księgozbioru. Widział smutne oblicza „zaczytanych” książek, które mijały go po raz ostatni próbując jeszcze coś bezgłośnie krzyczeć, starając się na siłę udowodnić swoją przydatność. Wysiłki ich poboczny obserwator mógł określić mianem „Syzyfowych”, gdyż nie było już odwrotu z drogi na skup makulatury. Ale w końcu takie jest życie. Trzeba zwolnić przecież miejsce dla nowych, pachnących świeżą farbą drukarską pokoleń.
cdn.