Adelina w świecie fantazji 1/3
Do tej pory uzbierała kilka, ale najbardziej wpadł jej w oko domek dla lalek z Anglii. Był niezwykły. Drewniany i miał aż trzy piętra, do tego wyposażony, jak prawdziwy dom, a nie domek na drzewie. Stąd japońska laleczka, która odróżniała się od innych całkiem bladym liczkiem i bardzo oszczędnym wyrazem twarzy, odnalazła w nim swój azyl. Adelina wiedziała, że samotna laleczka, może wróżyć kłopoty i wymagać sporo uwagi, zatem dokwaterowała do niej tą z Meksyku. Hmm… Była doprawdy oryginalna, zatem Adelina nazwała ją Litzy, co oznaczało nie mniej, nie więcej, co radość.
Sporo po północy mała dziewczynka poddała się w końcu objęciom Morfeusza i słodko zasnęła. Śniła o różowych chmurach, które mogła smakować jak cukrową watę, o drzewach, które mieściły się do domku dla lalek, a pachniały świeżą miętą połączoną z drobinkami smacznej czekolady. Najfajniejsza jednak była rzeka, taka, której nikt jeszcze nie widział i o niej nie słyszał, żelkowa rzeka. Mieniła się kolorami, wcale nie płynęła, bo to była rzeka różnych zwierzątek, a każde szło swoim rytmem. Piękne malinowe flamingi, za nimi mróweczki o smaku czystej koli, tuż po nich pomarańczowe żyrafy i do tego migdałowe wilki.
Adelina uśmiechnęła się przez sen. Do pokoju weszła mama. Zgasiła nocną lampkę i złożyła pocałunek na czole maleństwa.
- Śpij słodko. Jutro czeka cię moc wrażeń – szepnęła córeczce do uszka i jak wróżka cichutko wyszła.
*
Gdy tylko Ada otworzyła lekko zaspane oczy, pierwsze co ujrzała, to okno, a za nim… Widok był imponujący. Słoneczko rozgrzewało ziemię, trawa kołysała się w takt ptasiej kapeli, a różnobarwne motylki bawiły się w berka. Dziewczynka nie zamierzała tracić ani chwili na leniuchowanie. Po porannej toalecie, mama pozwoliła jej nałożyć lawendową sukienkę.
- Mamo! Mamo! O której będą piknikowi goście? – zapytała.
- W południe. A teraz zapraszam na lekkie śniadanie.
- Będą pieczone motyle nogi? – zaśmiała się Ada.
**
Na umówioną godzinę dotarli wszyscy goście, to znaczy dziadek z ukochaną babcią, roztargniona ciocia Dorota, a także ulubiony wujek. Przybył też okropnie niegrzeczny kuzyn Antoni z rodzicami, który zawsze psoci się Adzie. Lecz pomimo drobnych zgrzytów lubili się, bo razem wymyślali niezłe hece rodzicom.
Przeszli się spacerkiem na pobliską polanę. Mama rozłożyła miękkie w dotyku koce, a babcia zaczęła ze swojego kosza wystawiać własnej roboty smakołyki. Konfitura z poziomek smakowała Adzie najbardziej.
Oczywiście nie było mowy, by jej ulubione lalki zostały w domu. Schowała je w kieszeni sukienki. Yua i Letzy czuły się bardzo szczęśliwe.
Antek oczywiście cały czas był nieznośny, a to pociągnął dziadka za brodę i uciekł, a to ukłuł ciocię kijkiem, kłamiąc, że to pewnie osa. A to podstawił nogę Stasiowi – to młodszy brat Antka. Biedaczysko się popłakał. Kiedy Antek poczuł, że zaraz zostanie ukarany i zapewne nie dostanie deseru, nagle klepnął Adę w plecy, i krzyknął:
- Goń mnie! Na pewno nie dasz rady!
- Tylko nie odbiegajcie daleko. – Poprosiła mama.
- Dobrze – odkrzyknęli i pobiegli przed siebie.
Po kilku metrach znaleźli dziwny przedmiot. Mienił się w oczach jakby był zrobiony z brokatu. Kształtem przypominał niesamowicie skomplikowany klucz, z tym że był co najmniej dwukrotnie większy od kombinerek taty Antka. Nie mieli pojęcia do czego może służyć. Ada prosiła, żeby Antek go nie dotykał, ale wiadomo, on prawie nikogo nie słucha. Podniósł go przed oczy, by lepiej zobaczyć co to jest, zaniepokojona Ada złapała ciekawskiego za rękę, by go odciągnąć, ale było za późno.
Nagle znaleźli się w ogromnym powietrznym tunelu, krzycząc wniebogłosy i zniknęli z pobliskiego lasku wokół polanki.