Ot taki sobie
prosty maruda z sercem baciara.
Jak każdy marchew z uporem skrobię,
żeby co było włożyć do gara.
Układam rymy gdyż serce każe
leniwym dłoniom wciskać klawisze.
Z ran zakażonych zrywam bandorze
i obsceniczne z murów afisze.
Czasem ktoś krzyknie. Stój! Jakim prawem
mówisz co wzniosłe jest a co rzadkie!
Wszak twoje stopy również koślawe,
nie chronią członków twych przed upadkiem.
To kto ma pisać – pytam nieśmiało?
Wszak wśród nas nie ma takich bez winy.
Lękliwe serce, upadłe ciało
ubrane w chciejstwa płaszcz z popeliny.
To kto ma pisać – ponownie pytam?
A może lepsza na dziurze łata?
Niech wrzód nie pęka, niech ząb nie zgrzyta,
by każdy poczuł się panem świata.
Lecz ja niestety milczeć nie umiem
widząc jak podłość za płotem dyszy
i krzyczę stojąc na rynku w tłumie
licząc, że może ktoś mnie usłyszy,