W drodze na Berdyczów -część trzecia
Eszelon to nadjeżdżał, platformy i działo
Wieże w nich obrotowe, strzeliny w stali
A tabory dywizji- wciąż ostrzeliwali.
Nagle huknęło jakby jasny grzmot z nieba
Kanonada wokoło, dym, piach, trzęsie się Ziemia
A cały tuman pyłu wirował w górze
Wielki podmuch powietrza unosił się dłużej.
Słychać głosy i krzyki mocno przeraźliwe,
<To Aeroplan patrzcie ! Zniża się na chwilę
Wachmistrzu ! Pędem do mnie -Konie ratuj Panie!
Luzaki pierzchły pułku! Uważaj ułanie>.
I krzyczał Szafran w huku, strzały dalej trwały,
Bolszewicy cel inny sobie to obrali.
Oto smuga za smugą, seria strzałów długa,
Prosto z karabinów, pruła do kadłuba.
Aeroplan jak jastrząb podniósł się wysoko,
Zawrócił kręgiem dalej, popatrzył na oko.
I odleciał do swoich tym uradowany,
Że dostrzegł zwierzynę – czerwone jej plamy.
Skrzydła rozpostarł silne –Rolland wspaniały,
Pomachał pilot naszym i tyle go widziały.
Ariergarda nie była sobą po ostrzale,
Tabory gdzieś poniosło, straty były małe.