Szczęście
łąką Małgosia idzie rumiana.
Wianuszek plecie by zdobić włosy,
czym na domyślność liczy Bogdana.
Że jej go skradnie bliżej wieczora
i swatów przyśle prędko w niedzielę.
Postrzał dostanie strzałą Amora,
po czym ślubować będzie w kościele.
Dzisiaj w remizie wielka zabawa.
Będzie tańcować pewnie do rana.
Bluzka pomięta, zgnieciona trawa.
Ada z zazdrości łzami zalana.
Lecz nagle wdzięcznie ruszyła zadkiem
i swą twarz zdobi w radosną minę,
widząc że w dłoni całkiem przypadkiem,
ma czterolistną cud koniczynę.
To jest znak szczęścia, myśli i wkłada
do ust gałązkę. Gryzie i łyka.
Tak trzeba zrobić. To jest zasada.
No bo inaczej szczęście umyka.
Po dwóch godzinach poczuła bóle
i noc spędziła siedząc na desce,
a Adzie Bogdan zgniatał koszulę
i nie śmię mówić co gniótł jej jeszcze.
Teraz Małgosia gdy idzie z rana,
to najpierw rusza poważnie głową,
sprawdza czy łąka nie jest pryskana,
nim zacznie wianek splatać na nowo.