Menda
chcąc swe pokrętne osiągnąć cele.
Ich życie niczym koszyk się plecie
fruwając, albo kopiąc tunele.
Jedne są miłe, inne przeciwnie
jak dajmy na to niegdyś czekiści.
Czasem celowo, albo naiwnie
kochają kąpać się w nienawiści.
Żółci popiją z rana pucharek,
a potem komuś wywiercą dziurkę.
Przypadkiem mały wzniecą pożarek,
gdyż chcą zbudować sobie laurkę.
Wszędzie się znajdzie, w wojsku i w biurze
jakiś karaluch, pluskwa lub menda,
by swej pokracznej ulżyć naturze,
chcąc krwi utoczyć podle się szwenda.
Wymyśla krzywdy, pieszcząc swe żale,
chcąc zemsty owoc znaleźć wśród liści.
Nawet na deszczu, albo w upale
będzie swój niańczyć krzak nienawiści.
Wystarczy, że ktoś powie coś szczerze,
lub ma poglądy z sąsiedniej bajki,
przed jego jadem się nie ustrzeże
i smak poczuje razów nahajki.
Lecz strach go skręca przy tym szalony,
chociaż mi wlepia za tróją tróję,
to nie ujawnia swojej persony,
gdyż przy tym słowem nie komentuje.
Toż ja nie gryzę, porzuć obawy.
Gdy zasłużyłem to postaw dwóję,
lecz proszę, daj mi szanse poprawy.
I napisz co ci się tam nie pasuje.
Jeśli za dużo żądam od ciebie
i przesadzone są me nadzieje,
to stawiaj pały w serca potrzebie,
ja zaś twe noty moczem oleję.