Jabłko
choć tam wszystko anemiczne,
na drzewie u Jaśka Brody,
jabłko rosło wręcz prześliczne.
Na promieniach słońca grało
robiąc przy tym sprośne miny,
a potem je przerabiało
na cukier i witaminy.
Ma błyszczącą złotą skórkę,
kształt jak model na rysunku,
i z ogonka cud fryzurkę
los mu wręczył w podarunku.
Buja się, szczyt drzewa zdobi
i do świata się uśmiecha.
Wróbel wczoraj je obrobił,
ależ była to uciecha.
Deszcz je obmył, a wieczorem
wywiercił w nim robak dziurkę,
gdyż jest smaczne i dość spore,
tak wystawił mu laurkę.
Szpak przyleciał, dziobnął śmiało,
wzrok z rozkoszy wybałuszył.
Gdyby mu nie smakowało
wątpię w to, że by je ruszył.
Resztki zeżre pewnie świnia,
w ogrodzie jej taka rola.
Nikt jej za to nie obwinia,
wszak użyźni kawał pola.
Pestka, gdy się uratuje,
wymieszana z żyzną glebą
wiosną dziarsko wykiełkuje
i wystrzeli hen pod niebo.
Inne jabłka widząc z góry,
jak opuszcza z wdziękiem świnkę
czują zazdrość i tortury
mając strasznie kwaśną minkę.
„Z nas wycisną słodką duszę,
albo opchną na stoisku.
A ogryzek przyznać muszę,
zgnije gdzieś na wysypisku.
To wszystko od nas silniejsze,
w końcu żadne to odkrycie,
tylko laski najpiękniejsze
wystrzałowe wiodą życie”.