klepsydra
a ja zbieram czas w klepsydrze
oddzielając ziarna modre
od tych co upadły niżej
i wsypuję je w południe
tam gdzie słońce się rumieni
by rozrzucić myśli zgubne
twardniejące jak kamienie
między wschodem a zachodem
spaść jak ziarno w ziemi łono
zanim piasek zginie w chłodzie
nim ostatnie słowa spłoną
.
co mi dasz gdy przyjdę
uśmiech ci przynosząc
a pod prawym skrzydłem
słowa co jak mosiądz
włożysz do kieszeni
by brzęczały cicho
nawet gdy czas zmienny
gdy się zbudzi licho
co mi dasz ? odpowiedz
choćby frazą jedną
nim uśmiech upadnie
w ziemię bezimienną
.
nic na to nie poradzę że stałeś mi się wiatrem
co zwiewa moje myśli w niebiańskie mitów piękno
tam gdzie się życie dwojga ciągle jara teatrem
ze starą scenografią i sztuką tylko jedną
od nowa wciąż z uporem maniaka powtarzaną
jak mantra bez pamięci i ust ściśniętych w gniewie
nic na to nie poradzę że jeszcze wiatru łaknę
i kiedy mi to przejdzie . doprawdy tego nie wiem
to z tobą świat się marszczy a potem błękitnieje
i nawet zła godzina minuty blichtrem gładzi
to właśnie dzięki tobie mrok stał się przyjacielem
tej sztuki która we mnie od nowa wciąż się rodzi