Podeptany przez Boga błazen
Który ostał się w twym królestwie
Nisko nisko ma zwróconą twarz
Grzech bez miary lecz w świętym mieście
Nędzny lecz na tle gwiazd
Gdy schylał się po narkogrzybnię
Ikona taka będzie stać
Stanowić dzieło będzie wybitne
Natchniony lecz odwracający wzrok
Hańbą twojego imienia cię nazwę
I wejdziesz lecz jakby na znak
Czy takiej sprawiedliwości pragniesz?
I będzie litości śmiech
Po to by twą nędzę zrozumieć
Wunderbaum chowany do szaf
Rodowodu brak nie wiadomo skąd jest
Ja mogę tak dźwignąć cię
Wyciągnąć z niewoli diabła
Zbrodni uciszyć śpiew
Ocalić cię lecz jako błazna
Niech wszechświat cały Mnie zna
Łaska temu co szczerze pragnie
Miłość słowa sprawiedliwości ma
I skruszone serce przygarnie
Tak - Mój Boże - chcę Twoim się stać
Być najmniejszym i być ostatnim
Ty tam byłeś w tych podłych mych dniach
W tych ciemnościach gdy byłem jak w matni
Samobójstwa co były i to
Które może być i nastąpi
Jeśli chcesz jeśli przydam się Ci
Życie tutaj se weź i nim rządzij