Krużgankowe Tango
odgarniał sprzed oczu
jak szybkę
otworzoną, by słuchać szumu.
Nie stać go było na delikatność
poza dobrego człowieka,
to jedyne kłamstwo,
którym karmił i siebie.
Powiedział: tęsknię
za własną twarzą,
za twarzą, którą umiałem
nosić z godnością.
Powiedział, że kiedy miał dłonie
zanurzone po nadgarstki w króliczej krwi,
tylko wtedy, przez moment,
wydawał się sobie żywy.
Chował się, zakrywał
twarz przed obliczem świata.
W poszukiwaniu ciepła,
wpełzał do własnej skóry.
Całymi dniami
przeszukiwał kalendarze
w poszukiwaniu dat,
które mógł nazwać swoimi.
Powiedział: tęsknię
za własną twarzą,
za twarzą, której mogłem
choćby przez chwilę się nie wstydzić.