Ucieczka
Gdzieś tam na skrzyżowaniu drogi tej i owej
Siedział Chrystus lipowy w kapliczce lipowej.
Na ręku wsparł swą biedną umęczoną głowę
Kaleczoną przez kolce cierniowe - lipowe.
I nikt nie wie - snuł myśli lipowe, czy boże,
Gdy tak patrzył na słońce odbite w jeziorze,
Na żółkniejące pola i na las wysoki,
Na sunące po niebie puchate obłoki...
Siedział Chrystus w kapliczce pod starym modrzewiem
Lat sto, a może dwieście. Nikt nie wie. Ja nie wiem.
Czasem tam przychodziły ze wsi gospodynie
I przynosiły kwiaty w butelce po winie;
Czasem ktoś przygnał krowy, no i przez godzinę
Modliły się w milczeniu żując koniczynę;
Czasem, by lipowemu bogu dodać chwały,
Skowronki przelatując godzinki śpiewały...
Aż kiedyś przyjechała tam firma drogowa,
Co miała autostradę do Gdańska budować.
Robotnicy kapliczkę zaraz wykopali
I w szopie z narzędziami swymi ją schowali.
- Poleż tutaj przez miesiąc, może przez dwa Panie,
Gdy drogę zbudujemy, wtedy przy niej staniesz.
- Ale przy autostradzie - mu się pomyślało -
Nie będzie się tak dobrze, jak dotychczas stało.
Kto mnie tutaj odwiedzi, kto będzie pamiętał?
Auta wypłoszą ludzi, ptaki i zwierzęta...
Więc zaraz pierwszej nocy, nocy księżycowej
Po ciemku uciekł z szopy Pan Jezus lipowy,
Stanął sobie na wzgórku, gdzieś na lasu skraju,
Tam go sarny, zające, dziki odwiedzają,
Czasem szpak tam przyleci, albo gołąb siwy,
A on siedzi i duma. No i jest szczęśliwy.
.