Testament
Tych parę strofek miernej twórczości,
Mnóstwo rupieci i kilka wspomnień,
Trochę pamiątek z czasów młodości.
Nie chcę by światu mnie brakowało,
Więc nie odejdę całkiem bez śladu:
Zostawię to, co sens dla mnie miało,
Co dziś uchronić chcę od zagłady.
Czy na dno piekła, czy też do nieba -
- Trudno przewidzieć boskie wyroki,
Pójdę bez żalu - wiem, że tak trzeba,
W wymiar nieznany skieruję kroki.
Tylko żal będzie nie widzieć ranków,
Zachodom słońca się nie przyglądać,
Przed ścięciem nie móc uchronić kwiatów,
Cudom natury się nie dziwować.
I nie rozmyślać, patrząc na Księżyc,
Co kryją jego widome cienie,
Co w walce dobra ze złem zwycięży
I jaka siła napędza Ziemię.
Tylko mi szkoda nie czekać wiosny,
Nie czuć zapachu pączków zielonych,
Przespać nadziei powiew radosny
I nie wspominać czasów minionych.
Przykro mi stracić z oczu powaby
Pachnących nocy, różowych brzasków
I nie móc nigdy stopy postawić
Na ciepłym, czystym, nadmorskim piasku.
Zbraknie mi także zajęć codziennych,
Zwykłych drobiazgów, co tworzą życie,
Powszednich chlebów, soli kuchennej
I złotych myśli w starym zeszycie.
I satysfakcji z własnych wytworów,
Malutkich zwycięstw i dużych planów,
Odbicia w lustrze i ładnych strojów,
Drobnych wzruszeń i wielkich sloganów.
Nie wiem, co czeka po tamtej stronie;
Być może większe jeszcze uroki
I może spokój, co koi skronie,
A może tylko letarg głęboki …
Jednak wyborów nie ma tu wielkich,
Kiedyś przyjść musi taka godzina.
Utrata ziemskich przywiązań wszelkich
Duchowy etap bytu zaczyna.