W drodze na Koziatyń-część czwarta
Chłopów odgonić trzeba, żywy warty więcej .
Dowody jakie macie ? Znacie stopień jego?
Ten czerwonoarmiejec, nie był sam, kolego.
Pojadę tam zobaczę, jedźcie ze mną w tyle,
Nim zapadnie dzisiaj zmrok, ruszajmy za chwilę.
A szukajcie mi kwatery, samowar zdobądźcie
I pisarza kompanii, niech szuka wiadomcie.>
Kapitan ruszał do wsi, kiwnął ku nim głową
I butelkę wyjął wódki a miał alembikową.
Tylko jedną przy sobie- w zanadrzu ją trzymał
Wypił ile mógł łyków, rzekł - <Końska grzywa,
Mokra jest spleciona jak warkocz cięciwa,
Gdy wrócimy -kwatera, insektów przybywa.>
W powietrzu fruwały ,kąsały ich srogo,
Oj, muszki i komary kłębiły się nad wodą.
Wieczorową to porą krew piły zajadle,
Wciskały się w ubrania, gryzły konie stadnie.
Przy rowach i w jamach, paskudztwa no wredne,
Chmarami krążyły na żer nocny lub we dnie.
Bakun aromatyczny i „skręty” z machorki
Pykano na okrągło samosiejek worki
Zwłaszcza, że te odeskie, ukraińskie znane
Z rąk do rąk były sobie wciąż przekazywane.
<Nie! >- padł na kolana, <Pomiłujcie pany!
To nie ja, oficerze, na Chrystusa rany !>
<Gadaj zdrów, a Boga, na darmo nie wzywaj,
Śpiewaj mi swołocz wszystko, a tyś nie Żyd, aj waj?>
Kapitan Władek-rzekł -<Rozmówka zaczęta,
Zapłacisz za ten mord, kanalio przeklęta
Cóż, godzin mamy wiele, a sznur już szykują,
Nikt od zaraz nie przyjdzie, nasi stacjonują.
Do wieczora zawiśniesz, nim godzina minie,
Nie będziemy cackać się, a czas szybko płynie.
Bolszewik struchlał nagle, tłukły się w głowie,
Rozbiegane miał myśli. Co on im tu powie?