Gówniarz
i gdy zasypywała gówniarza głucha ciemność
próbuję się z niej wydostać praktycznie od przedszkola
bo gówniarz został, by do reszty zdeformować mój obraz
Powinienem być może za przeszłość podziękować
bo dzięki niej umiem wytłumaczyć sobie w słowach
to co było niewytłumaczalne już od małego
pytanie, nie wypowiadane przeze mnie wprost: dlaczego?
Już wtedy jako nygus wiedziałem to co dorosły
przez nagromadzenie przygód wycisnąć los co do cząstki
A gdy wyciskasz soki do końca by ciągnąć schemat
jesteś wśród obcych - lub co gorsza - nikogo nie ma
Mnie, w odróżnieniu od nich, zmiażdzono jak przez prasę
gdy w warunkach dogodnych zapragnąłem być asem
lecz zostawiono mnie wśród obcych facjat, czego skutkiem
jest brak pociechy z asa, by się ukoić jeno dupkiem
Pozostawiony sam sobie zacząłem rozumieć sedno
gdy miałem tam być na moment, który trwał całą wieczność
zacząłem budować zasobny z ujęć smutek
by do teraz najbardziej samotny czuć się w tłumie
Na bazie tego smutku, którego gdy tylko było go multum
zacząłem winić to co tkwiło z przyczyną, prowadzącą do skutków
bunt był następstwem, a wtedy już wiedziałem że samotność
jest w zastępstwie za błędy, gdy się kocha za mocno
Trwało to latami - bycie całkiem wyalienowanym
by jedynie z obserwacji stworzyć tarczę, gdy jego samego dławi
własne jestestwo;
wtedy się wkrada ciemność, zanim zbuduje się coś o znaczeniu przeciwstawnym miarodajnego z gehenną
Do czego czasu najtrudniej dać czasowi czas
ucząc się tego na wzór natrafionych szans
nie chcę nadążać za swym tchem jak natchniony gach
bo i tak będzie jak zwykle, czyli napadowy strach
Przed kolejną pustką - nie umiem już przed nią uciec;
Wtedy łatwiej przyciągnąć uprzednio głupstwo, a ja chcę odtrutkę
zanim sobie poradzę z niczym, wgłąb obumrze
we mnie rzeczone nic, gdy ze zbiorem sił naniosę liryczną obstrukcję
To trwa już od lat - dłubanie w nozdrzach połączone z nieznajdującym ujścia wulkanem co dnia
Od gapienia się w sufit tylko ukradkiem można
przemycić myśl nielicznym czymś ze wszystkich sił, by ustanie tornad
zaowocowało ubraniem w słowa
potęgi myśli i namiętności w słowie pustka, lecz słowa
bez czynów, jest jak droga bez wiru tornada
który kąsa bez liku, ale każe mi robić to nadal
Jest we mnie pełno wiary w to, że to zaprocentuje
bezsprzecznie z sobą, chcę swą zażyłość z natłokiem ujęć
zebranych przez te wszystkie chwile, uwiecznić czymś tam
by to co przed laty, dało mi pewność, że umiem być sam
Bo jak narazie ciągle i w koło się tego uczę
wciąż chcę iść dokądś, mając dużo przez ciemność stłuczeń
Dokąd prowadzi mnie ta wędrówka - sam nie wiem
niewykluczone, że do miejsc wśród gwiazd na niebie...