Żadnych ciastek /3/
Żadnych ciastek.../3/
Nie mogę pisać ręcznie. W szkole źle nauczyli. Po kilkunastu zdaniach łapie kurcz. Próbowałem. Nic z tego. Jak z moich licznych związków. Edytor tekstu, ale z pustym ekranem, nie żadne “AI-writery”, jakich pełno w sieci. Teraz każdy chce być nie tylko twórcą, ale “Twórcą”. Przecież słowo rodzi słowa,. jak obraz pochodzi z obrazów, a melodia z atawizmów tanecznych. Do upadłego. Tak, że niektórzy mieli trans. Zwłaszcza szamani. Tak dziś demonizowani. Co najmniej, jak Potter ze wszystkich ambon. Wszystko jest złe. Są ludzie, co mają genetyczną zdolność widzenia szklanki do połowy pustej. Nic ich nie przekona. A żyjemy w najlepszych czasach. Mimo wszystko. Mimo głodu, wojen, epidemii, zbrodni codziennych. Nie było tylu możliwości. Nie było wyboru. Dziś odwrotnie. Paraliż decyzyjny. Nadwybór. Tak się to fachowo nazywa w psychologii. Dawniej wchodziłaś do sklepu “Społem”, gdzie na ścianie z białych, basenowych kafelek wisiał jeden rodzaj kiełbasy. Na dobitkę w połowie wypełnionej papierem. Mówiło się, że toaletowym. Teraz wchodzisz do supermarketu, a nawet dyskontu i widzisz wszystko. Nie wiesz, co kupić. Patrzysz tylko na ceny. Założę się. Jeśli masz więcej siana, to wtedy nie patrzysz. Ale znasz to uczucie - może to, a może nie, a może tamto, a może siamto…Gdy chce się wszystkiego - często nie ma nic. I odwrotnie - najszczęśliwsi ludzie nie tylko mają słabą pamięć swego życia. Także po prostu nie mają prawie nic na koncie. Do pierwszego schodzą do zera. Czasem na lekki debet. Nie piją, nie palą, nie biją żon. To nowa bieda. Prekariat. Rodziny zupełnie normalne, kochające się. Od innych, lepiej sytuowanych różni je tylko stan budżetu. Nie mogą jechać na Seszele. Nie posyłają dzieci do prywatnych szkół. Nie wożą ich z nauki tańca na angielski, a stamtąd na jogę. Żyją z dnia na dzień. Czasem tak, jakby jutra nie było. Bo nie ma. Całe życie człowieka to jego dzień i noc. Jeśli rodzimy się o godz. 0:00, to połowa życia wypada w południe, a koniec o 23:59. Nie ma lat, miesięcy, tygodni. Nie różni się wtorek od piątku, a nawet niedzieli. Są tylko pory roku. I sekundy, kiedy można oglądnąć tylko cztery programy na krzyż. O Netflixie mogą pomarzyć. O wyjściu rodziną do Cinema City też. I wiesz, są szczęśliwi. Bo nie mają nic do stracenia. Jak ci brzydcy, zarówno kobiety, jak faceci. Nie zaznają straty urody. Chorzy od urodzenia nie stracą zdrowia. Biednych nikt nie okradnie. Niewidomi nie stracą wzroku. Choćbyś miał super laskę, przyjrzyj się kiedyś przy obiedzie jej matce. Teraz jest super, a za dwadzieścia lat…sam wiesz, co będzie. I tak jest wszędzie. Dlatego ci, co cierpią, mają lekką śmierć. Oderwani w życiu od rzeczy, którymi otaczają się młodzi, bogaci, urodziwi, zdrowi i zdolni - nie tylko nie stracą umierając. Odetchną po raz ostatni z prawdziwą ulgą. Zasną. Będą śnić inne życie. Jeśli będą chcieli gdzieś być, wystarczy, że pomyślą. Na każde pytanie dostaną odpowiedź. Bez słów. Tam nie trzeba. Rozumienie. Nie ciągłe monologi, niekończące się dialogi w głowie. O nie. Rozumienie prawdziwe opiera się na ciszy. Można milczeć, a mieć chaos w głowie. I może dookoła być hałas, a w człowieku cisza…Niech ogarnie cię kryształowa, bezdenna toń. Bez zagłuszania. Nie zagłuszaj serca. I tak się musisz przyznać. Sama przed sobą. Przed nikim więcej. I to jest najtrudniejsze…
***