S.O.S
na stacji życia stoję na peronie
przelatują pociągi lecz żaden nie przystanie
na nabrzeżu wyspy bezludnej czekam
napisałem wielkie S.O.S patykiem na piasku
codziennie rozpalam ogniska wieczorem...
płyną statki wielkiego majestatu
lecz żaden mnie nie widzi
żaden nie zabiera
i tak płyną dni i noce
ja na wyspie muszę sobie radzić
już szałas gotowy i wiem gdzie jest źródło
łuk i strzały na dzikiego zwierza
i owoce prawie jak z perskich ogrodów
płyną sekundy pocięte w wieczność
na wyspie bez ludzi czuję się bezpiecznie
i wiem że nie dzikie zwierzęta mnie zniszczyły
to ludzie - tak, dobrzy ludzie to zrobili...
widzę też aeroplany
marzę aby któryś zrzucił
może choć trochę herbaty
ale one płyną i pędzą przez pustkę
nieba
i żaden nie widzi rozbitka
zwykłego szarego człowieka...