Requiem Mozarta
Przez setki lat,
w benedyktyńskich celach
i wyściełanych gabinetach,
w pocie czoła,
przy świecach i lampach naftowych,
budowaliśmy niebo i piekło,
pieczołowicie rozmieszczając w nich
naszych bliźnich,
według zasług i win,
ale z oczekiwanym przebaczeniem
i na dodatek,
przy dźwiękach fagotów,
trąbek i kotłów.
Piękno bolało,
ale nie umiałem inaczej opisać
tęsknoty i nadziei,
a kto by przypuszczał,
że po latach,
z wyśpiewanej wiary w boskie otchłanie,
zostanie wam tylko
mój pożółkły papier nutowy
w Österreichische Nationalbibliothek,
zapisany niepozornymi znaczkami
i doskonałe wykonania
na sterylnych
płytach.
Dziś chętnie się zapomina, że Mozart był praktykującym katolikiem i osobą wierzącą, co miało wpływ na jego twórczość, a „Requiem” jest jednym z wyrazów jego wiary, a nie tylko pięknym utworem muzycznym. W listach do ojca pisał: ”Bóg jest zawsze przy mnie. Nie boję się niczego. […] Bóg nigdy nie opuści nikogo, kto w Nim pokłada ufność. I ja też pokładam w Nim całą moją nadzieję.”