Czesław Miłosz (wersja II)
wiersze o prawdziwej Ziemi,
zamiast o światach wymyślonych
o brzasku
przez neurastenicznych
układaczy słów.
Umiałeś podróżować
w głąb rzeczywistości,
zamiast w głąb zdań i literackich
eksperymentów.
Umiałeś żyć i grzeszyć,
i nawet umieranie wyszło ci lepiej
niż można się było spodziewać
po kimś takim jak ty,
mocno wgryzionym w życie,
jak w kawał mięcha
urwany na królewskiej uczcie.
Masz mój podziw
i uwielbienie, bo i o to też ci chodziło.
Ciekawi mnie jednak,
czy przeczuwałeś śmieszność,
gdy przed zgromadzeniem
świętych młodzieniaszków
cedziłeś tajne słowa,
niczym szaman w transie,
by w przerwie ceremonii
(po zrzuceniu togi), szybko powracać
do trzeźwej rozpusty.
Na zimno tasować karty
z wizerunkami bóstw plemiennych,
kobiecych pośladków
i portretów filozofów,
z lubieżnym uśmiechem,
że to wszystko twoje,
nieodległe bardziej
niż kieliszek
wódki.