Upadek
że człowiek chodząc często upada.
Niby potężny, twardy jak orzech,
a go wiatr zwykły przewrócić może.
By było śmieszniej mój Boże drogi,
wciąż się przewraca o własne nogi.
Choć by się podparł setką pacierzy,
wystarczy chwila, fajt i już leży.
I co że wmawia światu zasługi,
patrzysz, po chwili leży jak długi.
Dziś mu pochlebcy wręczają róże,
a jutro czołga się przez kałuże.
Na pozór gościu godnością tryska,
lecz już po chwili złudzenie pryska.
Idzie przez życie pasmo zagadek,
taki chodzący, piękny upadek.
Kiedy popije to w sposób szumny
chwali się, jakby był z klęski dumny.
Nawet jej akta skrywa w gablocie,
gdyż bardzo kocha się taplać w błocie.
Jednak na trzeźwo kark nieugięty.
Wylewny, miły, wręcz rzekłbym święty.
Lecz tylko lekko spojrzy na błoto,
już by się taplać zaczął z ochotą.
A gdy postawią go przed instancje,
mówi że to są ekstrawagancje
i się tłumaczy z roztropną wprawą,
że do szaleństwa każdy ma prawo.
Bywa też czasem władzy podporą,
gdy go podobni jemu wybiorą,
to ciągle nowe tworzy reformy,
chcąc coraz niżej przesunąć normy.
Pewnie już wielu chce iść z odsieczą
mówiąc, „upadać jest ludzką rzeczą”.
Lecz ten człowiekiem jest mi się zdaje,
co po upadku szybko powstaje.