X

Logowanie



Zapomiałaś/eś hasła? Przejdź do procedury resetującej.

Baśń biblioteczna cz1/5

Wiersz Miesiąca 0
bajka
2024-02-11 09:35
Właściwie nie koniecznie baśń ale opowieść.
Początek mojej opowieści dość wyraźnie kryje zasłona minionego czasu. Mogę sobie tylko wyobrazić porośnięty lasem jar, na dnie, którego wiła się malowniczymi meandrami niezbyt szeroka, niosąca w swoim piaszczystym korycie, zimną i krystalicznie czystą wodę struga. Dostarczała ona zakorzenionym w opodal, wiekowym drzewom tyle wilgoci, ile tylko mogły sobie zapragnąć. Nic zatem dziwnego, że z czasem stały się one wyjątkowo dorodne i okazałe. Leniwe świerki o trzeszczących, usmarowanych obficie żywicą gałęziach, przemożnie starały się zająć miejsca jak najbliżej wody. Mówię leniwe, gdyż w ich naturze pokutowało przemożnie przyzwyczajenie, które nakazywało im, by wszelkimi sposobami unikać wysiłku. Dotyczyło to nawet podstawowej czynności, jaką jest wkopywanie swoich korzeni w głąb gleby. Odkładały ją zazwyczaj na bliżej nieokreślone „potem”, oszukując się przy tym w duchu, że raczej na pewno w tej zacisznej dolince to nigdy nie będzie wiał jakiś destrukcyjny wicher, który mógłby je oderwać od czarnej, wilgotnej i życiodajnej matki. I tak lekkomyślnie i beztrosko rosły sobie rozsyłając w lewo i w prawo strzępki płytkich korzeni. Kłóciły się przy tym zawzięcie z wiecznie zamyślonymi olchami. Zazdrościł im tego, że wyrosły bliżej od lustra wody i teraz mogą dzień cały przeglądać się w jej toni, podziwiając z upodobaniem swoje kształtne listki i gałązki. Stoki szerokiego jaru, który przez tysiąclecia mozolnie rzeźbił nasz strumień, zajęły głównie senne brzozy. Każdej jesieni, korzystając z pomocy silniejszych powiewów psotnego październikowego wiatru rozsyłały one w świat niczym młodzież smsy , miliony swoich malutkich, złotawych listków upuszczonych drobnym, zrozumiałym jedynie dla drzew pismem. Jako, że kartka była nie za duża, niosła w świat jedynie urywki flegmatycznych myśli, tych nostalgicznych mędrców, otulonych białą popękaną korą. A to „tu jestem”, lub odkrywcze „znowu jesień”, czasami wspominające uciążliwe cechy swego sublokatora „ wrzeszcząca sójka”. Nie wiem, po co to robiły. Możliwe, że wysyłały wiadomości do swoich kuzynek rosnących po drugiej stronie jaru, lub też usilnie poszukiwały kontaktu ze swoimi dziećmi, które rok wcześniej w formie uskrzydlonych nasionek wiatr północny zabrał w nieznane. Fakt faktem, cokolwiek by nie było przyczyną ich zachowania, robiły to w sposób mistrzowski. Dość spory skrawek terenu obok brzóz zajmowały zazdrosne buki. Te w swojej klasycznej formie dostojne drzewa nie znosiły najmniejszej konkurencji innych gatunków. Z pełną premedytacją wytwarzały tyle gałązek, gałązeczek, listków, listeczków, że pod ich rozłożystymi koronami panował tak ukochany przez nie porządek. Żadnych krzaczków, trawek, a nawet ziółek. Jedynie tworzące szeleszczący kobierzec suche listki, które w przeciwieństwie do innych drzew gubiły dopiero w marcu, zrzucane przez świeżo przebudzoną zieleń. Można też tam było spotkać nadające temu pustkowiu iskierkę życia liczne grzyby okupujące ziemię wokół ich pni. Na szczycie jaru swoje korzenie zapuściła pokaźna kępa sosen. Wystrzeliły one w niebo prostymi jak strzała pniami, przyozdobionymi na szczycie wieńcem wiecznie zielonych, sękatych gałęzi. Dumnie kołysały się na wietrze, ufne sile swoich twardych niczym stal korzeni. Wyniośle zerkały na pozostałych mieszkańców jaru wiedząc, że jedynie one mogą spojrzeć daleko i zobaczyć to coś, co dla innych może być jedynie wytworem wyobraźni. Ospałymi południami z lubością opowiadały wszystkim w sąsiadom o porosłych przeróżną dziwną roślinnością bezkresnych polach rozciągających się na zachód od ich rodzinnego lasu. O czarnej wstędze, która wije się daleko od strony wschodzącego słońca, na której jakoś drzewa nie rosną. Dziwnie to zabrzmi ale po niej ciągle przesuwają się jakieś warczące, kolorowe i dziwnie pachnące pożarem obiekty. Dla pozostałych drzew czasami ich słowa były wręcz niezmiernie dziwne i niezrozumiałe. Chociaż podczas opowieści słuchały z zapartym tchem, starając się by nie poruszyć nawet najmniejszą gałązką, jednak gdy tylko sosny kończyły bajanie zaraz podnosił się rwetes. A to, że sosny to kłamczuchy, bo przecież drzewa mogą rosnąc wszędzie, a to że nigdzie nie ma końca lasu, lub że nic nie pachnie tak jak pożar. Wszystkiemu z boku przyglądał się dumnie wielki, stary, rozłożysty dąb. Ogół uważał go za władcę jaru. Dąb z nałożonych na siebie obowiązków wywiązywał się po królewsku. Z godnością, ale i sprawiedliwie dzielił i rządził. Gdy tylko jakieś zamieszanie wywołane przez jego niesfornych poddanych przekroczyło granice przyzwoitości, wystarczył jeden trzask którejś z dębowych gałęzi, by na powrót do dolinki nad zimną strugą powracała poprzednia, niczym niezmącona cisza. Leśny włodarz uwielbiał sosnowe opowieści, tym bardziej że jego zielone serce biło żarliwą miłością do najpotężniejszej ze strzelistych gawędziarek. Któregoś wietrznego dnia jedno z licznych, rozłożystych, królewskich ramion całkiem przypadkowo dotknęła kłujących sosnowych igieł. Kolejny raz w dziejach świata okazało się, że ten płochy dotyk wyzwolił iskrę, która sprawiła to iż gałęzie obojga drzew nagle zaczęły intensywniej rosnąć ku sobie. Ich zielone ramiona przeplatając się wzajemnie stworzyły taką radosną gęstwinę, że gdyby nie igły i liście dla przypadkowego przechodnia stwarzała ona zaskakujące wrażenie jedności. Uczucie, które z niespotykaną żarliwością ich połączyło, było jakieś niecodzienne. Z uwagi na różnice gatunków miało ono zdecydowanie platoniczny charakter, jednak nie przeszkadzało to w tym, by w swoim towarzystwie czuli się naprawdę wyjątkowo. On wprost kipiał dumą z faktu, że właśnie jego wybrała najpiękniejsza, najbardziej smukła w lesie sosna. Ta, która potrafiła opowiadać najpiękniejsze historie. A ona? Czyż większym szczęściem dla dziewczyny,
(oczywiście oprócz odwzajemnionej miłości) może być to, że jej wybranek jest obiektem ogólnego szacunku i westchnień innych? Chyba nie. Czas mijał i jak to bywa w normalnym świecie zimy przychodziły po jesieniach, lata po wiosnach. Przemijały susze i lata, w których bez parasola wychodzili jedynie desperaci, a ich uczucie na przekór wszystkim okolicznym zmianom stwarzało wrażenie nieprzemijającego jak granitowa skała. Żyli tak bezproblemowo w nieopisanej, baśniowej idylli. On jej codziennie z rana grubym, dostojnym głosem opowiadał, co tam ciekawego dzieje się w jego włościach. A to, że brzoza wypuściła młode listki, albo że w buczynie spacerowały dziki, najpewniej szukając smakowitych orzeszków, lub że najstarszy ze świerków zamówił wizytę dzięcioła lekarza, gdyż jak wieść niesie dokuczały mu od dawna robaki. Dzięki niemu sosna też dokładnie wiedziała ile to grzybów wyrosło ostatniej nocy i ile razy wczoraj odwiedziła go sójka sprawdzając czy żołędzie są na tyle dojrzałe by je można zacząć podjadać. A gdy już wysłuchała królewskiej relacji sama obrazowo, opisywała mu, co też słychać w „dalekich krajach”. Czy nie widać gdzieś na horyzoncie dymu. Czy w sąsiednim zagajniku liście na starej topoli nie zwiastują szybszego nadejścia chłodów. Czy w oddali na niebie nie ma śladu deszczowych chmur. Jakie to dziś dziwne, warczące obiekty przemknęły po czarnej wstędze. Ile to cudacznych, różnokolorowo przybranych żyjątek weszło do ich przepastnego lasu, by skraść wczoraj wyrosłe grzyby. Mówiąc szczerze nazywała je po prostu szkodnikami, a czasami nawet pasożytami. Bo w sumie jak można w końcu nazwać kogoś kto śmieci, hałasuje, rwie wszystko bez opamiętania, straszy i zabija zwierzynę, gdzie popadnie rozpala ogień, a nawet przewraca drzewa, by potem z ich martwego drewna budować dla siebie schronienia. Sprawa z tymi niszczycielami była jednak odrobinę zawiła. Któregoś dnia patrząc w stronę zachodzącego słońca zobaczyła jak grupka szkodników z zapałem, na sporym kawałku przyleśnego pola coś sadzi. Niby nie było to niczym osobliwym, gdyż niejednokrotnie przyglądała się podobnym staraniom tych dziwnych żyjątek, jednak przy dokładniejszej obserwacji okazało się, że te niby szkodniki zasadziły spory teren malutkimi sosnami. Nikt w starym jarze nie mógł tego w żaden sposób zrozumieć. Złośliwe świerki trzeszcząc w niebogłosy, nawet chciały zamówić dzięcioła by sośnie wykuł dziuplę, to może wtedy się jej wzrok poprawi i nie będzie plotła takich głupot. Bo w końcu jak to możliwe? Przecież kornik nie sadzi nowych drzew. Niesmaczna uwaga wygłoszona przez iglastych szyderców ukłuła również dotkliwie władcę, który głośnym trzaskiem suchej gałęzi okazał swoje zdenerwowanie. Kolejny dzień przyniósł jeszcze bardziej kuriozalną wiadomość. To, że cały sosnowy żłobek został ogrodzony siatką, przyjęto z jeszcze większym zdziwieniem. I znowu nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego? W końcu, przecież drzewa nie znają pojęcia ogrodzenia. Dla nich cały świat jest wspólny i gdzie padnie nasionko tam jego ojczyzna, a tu nagle jakiś płot. Przecież drzewo nigdzie nie ucieknie. Na rozpatrywaniu takich i podobnych dylematów minęła mieszkańcom jaru reszta lata i cała jesień. Oczywiście, były też codzienne kłótnie o dostęp do słońca, o rozpychania się gałęziami, o kolejkę do lekarza, które to z salomonową mądrością musiał rozstrzygać miejscowy władca, ale wszystko to było niczym w porównaniu z nieoczekiwaną tragedią, którą miała przynieść nadchodząca zima.

Kogo zainteresowały losy głównych bohaterów zapraszam do przeczytania kolejnych części, a się będzie działo.
autor

Ocena wiersza

Wiersz został oceniony
2 razy

Oceny tego wiersza są jeszcze niewidoczne, będą dostępne dopiero po otrzymaniu 5-ciu ocen.

Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.





Komentarze

Kolor wiersza: zielony


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.


Chris<sup>(*)</sup>
Chris(*)
2024-02-14
Witam :) Lepiej późno niż wcale :P
Od razu widać lekkie pióro. Czytając a raczej odbierając tekst od razu na myśl przyszły mi opowiadania Muminków. Czuję tę samą magię. Uważam że powinieneś napisać nowy "rozdział" doliny Muminków. To czego mi brakuje w tekście to dialogów. Jako wstęp do opowiadania jest trochę zbyt długi, dialogi by pomogły. Ale nie upieram się przy nich. Jednak kolejnej części już sobie bez nich nie wyobrażam. Zresztą końcówka "wstępu" fajnie się rozkręca i za to brawa a za wspomnienia, magiczne z Muminkami z okresu dzieciństwa daję 5/6 bez wahania.
P.S. Gdy nie dziękujesz za otrzymywane komentarze dajesz sygnał Forum że Ci na nich nie zależy. Oczyść głowę z innych portali, teraz jesteś z Nami.
Pozdrawiam! :)


Gminny Poeta
2024-02-15
Powiem Ci tak. Zapewne nie do końca zasłużyłem na te słowa ale przyjmuję je z wielkim zadowoleniem. Do panującej na tym portalu etykiety muszę się na nowo przyzwyczaić chociaż jak dla mnie jest ona za bardzo skostniała. A co do dalszych części tekstu to jeśli zechcesz do nich zajrzeć liczę na to że spełnią Twoje wszystkie oczekiwania. Pozdrawiam z uśmiechem:)))

Elżbieta
Elżbieta
2024-02-14
Przeczytałam bez pośpiechu, bo tak trzeba czytać, Twój wiersz, by delektować się słowem i poczuć jego "smak". Opisujesz naturę z ogromną wrażliwością, nie wolno, " "przelecieć'" utworu, tylko jednym okiem, bo zaprzepaści się jego piękno! Myślę, że wiersz jest też metaforyczny, miłość między różnymi gatunkami drzew nasuwa pewne odniesienia.
Pierwszy fragment kończy się niepokojącą zapowiedzią zmian! Jestem urzeczona utworem!!! 5/6
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję, za piękno słowa:))🌟


Gminny Poeta
2024-02-15
Dziękuję Elu za miłe słowa. Jak wiadomo gusty są różne tym bardziej cieszy mnie że tekst sprawił Ci choć malutką przyjemność. Co do miłości ponadgatunkowej to przyznam że aż tak daleko nie poszedłem w tym kierunku. Bardziej bym go określił jako miłość platoniczną zbudowaną na pokrewieństwu dusz. Co do etykiety panującej na tym portalu to przyznam że jej się dopiero uczę chociaż trochę jest ona dla mnie za bardzo sztywna. Ale to mój problem. Jeśli choć część Twoich ochów i achów było prawdziwych to zapraszam do kolejnych części mojej Bajki:))))


Autor poleca


Autor na ten moment nie promuje wierszy
Pokaż mniej


X

Napisz powód zgłoszenia komentarza do moderacji

X

Napisz powód zgłoszenia wiersza do moderacji

 

x
Polityka plików cookies

Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.

Klauzula Informacyjna

Szanowni Użytkownicy

Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).

W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.

O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.

Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.

Czytaj treść polityki prywatności