Chupacabra
Dominik znów zabił jeszcze dymią zgliszcza
Śpiewa cichuteńko "Jezu ufam tobie..."
Krew z obgryzion palców i nasienie w slipach
Dominik był męski - pomyślał o sobie
Dominik zaradny - zrobił duży ogień
Będzie za lat kilka pieśni lud ten tworzył
Na grozy pamiątkę dla pokoleń po nim
I dym był i łuna i heca zbiorowa
I trzeba przeczekać by Stwórca zapomniał
I butelka wody i nocnik i chleba
Zaszyć się konieczność na kilka tygodni
A w domu pijaństwo za moją rencinę
I za kasę z filmów gdzie wuj właził na mnie
Puki najebane są tak jak potrzeba
Będę cicho nucił by-m szatan odegnać
I gdy minął miesiąc wyszedłem na zewnątrz
Obeszczany ojczym krzyknął na mnie - pedał
A Dominik słyszy w głowie głos szatana
- twój ten czyn przed Bogiem wciąż i wciąż wygarniam
Ot ohydny judasz plugawa kanalia
Dałem mu ofiarę - dałem kurwa jasna
Nocą się zakradłem do chłopskiej obory
Wyssałem krew krowie i piczkę wyciąłem
Chupacabra działa - orzekł ksiądz w kazaniu
Zrobić trza obławę pochwycić i zabić
To jest miot szatana łeb trzeba rozwalić
Każdy kto katolik niech tą myśl rozważy
Całe miasto wyszło pochodnie się palą
Na drabiny wchodzą w dziuple zaglądają
Szukają w piwnicach szopach i ruinach
Podłogi zrywają wchodzą do komina
A Dominik śpiewa "Jezu ufam tobie..."
Duma go rozpiera na tak duży ogień
Może ktoś pokocha za tak mężne czyny
Kto wie może będą jakieś oświadczyny