Bezwład nocy letniej
dominik wchodzi do przypadkowej
schodowej klatki znudzony
miastem wspina się powolnie na górę
w połowie drogi budzą go zegary
wybijające pełną godzinę
bohater wlazł na dach
gładko ogoloną odrobinę spiętą
twarz przydługie włosy rozwiewają
obojętne podmuchy wiatru
dominik idąc flegmatycznie ku
krawędzi pogrąża miasto w całunie
ciemności zasłaniając ciałem
dostęp do księżycowego światła
przekraczając próg dachu przebiega
go przyjemna myśl powodująca
gwałtowny wzwód: być może
roztrzaskując się o asfalt
choć przez chwilę poczuję ból
łamanych kości na pewno sprawiło
by mi to ogromną przyjemność