Wizyta u psychiatry V
"Dzień dobry, Panie doktorze;
dostałam numer od koleżanki
parę dni przed jej pogrzebem,
bo polecała szczerze Pana usługi.
Czy też mogę prosić o pomoc?"
"Jak najbardziej, proszę śmiało,
mam rekomendację niebywałą!"
"Otóż, dziwne mam majaki;
że coś złego stać się może,
że przez okno wnet wyskoczę,
że się pozacinam nożem,
że gdy zasnę, pożar będzie
i się spalę, a ja nie chcę."
(Chwila ciszy ciąg przerwała,
bo pacjentka usłyszała,
jakiś świst i opon piski,
i już miała w głowie ściski
i to dziwne przekonanie,
że się wojna zaraz zacznie)
"Czy to wszystko?" - lekarz spytał,
coś notując na kolanie.
"Czy coś jeszcze tu się stanie?"
"Oczywiście.
Całą masę mam swych obaw,
i właściwie nie potrafię
tego w sobie opanować.
Stąd ta prośba,
by Pan coś przepisał może,
coś, co szybko mi pomoże,
zanim..."
"Coś się stanie?"
"Tak, dokładnie."
"Sprawa prosta, Pani słucha!"
Lekarz z entuzjazmem zaczął.
Mam do zaoferowania
piękny pokój; razi bielą
miękkie ściany, pachnie świeżo,
jest przyjemnie, to na pewno"
"Brzmi genialnie!
Ale przecież okna będą..."
"Nic z tych rzeczy;
o szczegóły też zadbałem
i jak Pani widzi,
kaftan śliczny i bezpieczny
tutaj już przygotowałem"
"I nic złego się nie stanie?
To na pewno mi pomoże!
To brzmi wręcz zbawiennie!"
"Oj tak, brzmi to pięknie.
Zwłaszcza, gdy sama śmierć
szybciej po Panią przybędzie..."