codzienny ból
w jego przewlekłej chorobie
wypełnia przestrzeń
walka przez łzy
z ciężarem powiek
sny u'Czesław(i)ja
oparciem jestem
choć tyle i aż
liczę, że los
zatrzyma czas
ukoi chwile
idąc przez piekło
podaję dłoń
chwytam za brzytwę
to moja broń
na jego wieczne
omamy
sam jest półcieniem
nie gasi światła
widzi to, czego
nie postrzegamy
w krainie diabła
z kulą u nogi
modlitwy odmawia
wierzy jedynie
chorej krainie
i obłąkanej
'służbie zdrowia'