przyjacielu
jestem tylko jednym z wielu
jestem sobą co tu kryć
martwym synem swego ojca
stary pijak pies go trącał
zapomniałem po co żyć
połamałem złote skrzydła
zanim godność oczom zbrzydła
zanim mrok mi stopił wosk
serce pęka wszak najciszej
lekko liżąc gęstą ciszę
plącząc dawno siwy włos
zmartwychwstały przyjacielu
skórę gładzę wszak bez celu
zanim pęknie stara skroń
nóż wbij w serce usta całuj
lekko cicho i pomału
w moich słowach wreszcie toń
zakopali moje ciało
które z błota wypływało
pod kamieniem sztucznych łez
łatwo stłuc jest szklany pomnik
kiedy o nim bóg zapomni
palcem znacząc słowa kres