bracia
na jedną barykadę
ten pierwszy w ręku kilof niósł
ten drugi niósł zaś szpadel
szli równym krokiem dumni że
za kraj swój idą ginąć
wtem jeden z braci potknął się
o kostkę bruku siną
i rozdarł bratu drelich wtem
kilofu ostrym końcem
ten w gniewie spłonął cały jak
parzony letnim słońcem
i się z obelgą rzucił nań
bo złością płonął cały
potem zaś pięści poszły w ruch
krwi krople się polały
i poszli dalej z bratem brat
jedynym swym rodzonym
na barykadę jedną lecz
już dwie jej różne strony