Lustra
Jeszcze wczoraj, dziś w sadzy grona przyodzianych
W strzępach zdobień zetlałych popielato - płowych
Igiełkami szklanymi – gęsto nabijanych
Nad cielskami grubymi rozdartych foteli
Naprzeciw smukłych okien – o szybach rozbitych
Okryte płaszczem pyłu jak miękkiej flaneli
W dymu puszyste wełny wciąż szczelnie spowite
Wiszą w perłowych ramach lustra – ciągle żywe
Niestłuczone, bez skazy, nietknięte pożogą,
Nie musnęły ich iskier włosy purpurowe,
Płomienia pazur złoty – ni trójbarwny ogon.
W lustrach tych – ocalałych na przekór zniszczeniu
Dłoń się przegląda blada, pustka – i milczenie…