Biel
Pałaców kruche kości – dziwnie rozrzucone,
Trwożliwe głosy dzwonów hukiem zagłuszone,
I pod gruzami świątyń zgaszone modlitwy,
Mury z cegieł palonych – jak węgiel sczerniałe
Tysiąc perełek szklanych (z rozwalonych luster)
Strącone gromem krzyki ostrzem wbite w pustkę
I dłonie okrwawione, śmiertelnie zsiniałe
Biel z obłoków bandażem miękkości osłania,
Delikatną dłoń kładzie – na powidok istnień,
Rany ziemi starannie i pilnie zaszywa
Nicią jak jedwab cienką, błyszczącą, srebrzystą.
Cisza zaś szalem modrym troskliwie okrywa
Pod zimowym kompresem wpół – przerwane zdania…