wahadło
usiadł mi na dłoni motyl
i poczułam lekkość chwili
pod chmur niebem co jak gotyk
uniósł mnie do bram idylli
więc strąciłam pył ze skrzydeł
wyobraźni niezmierzonej
co nie trzyma się prawideł
lecąc myślą w nieba stronę
gdy zamknęłam bramy piekła
jednym krótkim oczu blaskiem
pod powieką skryłam piękno
chwili w której motyl zasnął
ufny jak niewinność czasu
co połączył nasze drogi
na potrzebę krótkich wersów
zapisanych piórem drogim
karcie co jak motyl lekka
w dal uleci jutro z wiatrem
tam gdzie czeka nowa scena
w zapomnianym snów teatrze
.
kładę się na skrzydłach czasu
cichym cieniem pod powieką
by przeżywać sny w dwójnasób
i zatrzymać w kadrach wieczność
błękit wysączony z czerni
rozmalować na suficie
kiedy noc się żeni z sierpem
luny co ma strony skryte
przed oczami co zamknięte
kładą na policzkach rzęsy
opadając wprost na ręce
mamią nie-przeżytym pięknem
.
płyną nut przejrzyste dźwięki
niczym deszcz po szybie duszy
i bezwiednie składam ręce
jak w modlitwie pełnej wzruszeń
wyszeptanej taktem w głowie
jak sznur koralowych pereł
zawieszonych rytmem w słowie
między wersy wpada pewnie
i na przekór głuchej ciszy
brzęczy srebrem nut perliście
a noc zadziwiona dyszy
dźwięczną nutą między liście
aż się księżyc rozkołysał
między gwiazdy wpadł z przytupem
póki ranek nie zaśpiewa
skończcie te brewerie głupie
. fantasmagorie .