Ostatnio na spotkaniu poetów byłem
Nagrody, książki, top polskiej poezji – krótko,
Siedziałem trochę, potem wybyłem.
Więc teraz piszę i rzucę jedno, drugie słówko.
Przyszedłem, usiadłem, wolny stolik był akurat,
Dookoła kilkanaście osób siedziało,
Rozmowy, szepty raczej – nic się nie słyszało,
Spodziewałem się lotów, huku armat,
Prawdziwi poeci przecież, artyści z krwi i kości,
Zobaczę w końcu co to jest ta poezja cała,
Może też jak oni, na przekór, po złości,
Światu pokażę, że we mnie też gra i grała,
Czekam, dookoła się rozglądam, badam otoczenie,
Jakiś zawód w powietrzu już czuję,
Poczekam może mylne me wrażenie,
I nie zawiodę się – nie pożałuję.
Pani lekko spóźniona, ok, korki były – Warszawa,
Lekko – to dobrze, chociaż szanuje nasz czas cenny,
Przecież czytelników potrzeba – oni kasa i zabawa,
Nastrój mam – sam nie wiem stały? Zmienny?
Przychodzi po kilku minutach. Sprawnie poszło,
Krzesła zajęte, jedno wolne zostało,
Dokładnie nie pamiętam o co tam szło,
Z tym krzesłem co tam stało.
Szybkie słówka rzucane między artystami, prowadzącymi,
I zaczyna się spotkanie.
Siedzę w napięciu – czekałem na nie.
Na początek Stachura, utożsamiam się z nim,
Jak on podobnie też się błąkam i w obłędzie nieraz szaleje,
Cierpię nie mniej i kiedyś na papier to przeleje,
Zaczęło się to o czym marzyłem. Było czym? Ot, taki rym!
Chyba ostatni wiersz Stachury czytany –
Głowy sobie uciąć nie dam – trzęsę się cały,
W oczach łzy, nie mogę już prawie, wybiegnąć chciałem,
Tak się w Stachury wierszu zasłuchałem.
Później po kolei artyści wiersze swe czytali,
Bardzo ładnie zresztą, ludzie słuchali.
Nie pamiętam o czym były, nawet ładne się zdawały,
Melodyjne – tylko o niczym. Ściany nie zadrżały.
Pan Profesor o jakimś chłopcu z bloku czytał,
Na Pradze gdzieś mieszka koło zoo,
O niczym te wiersze, ale szanuję go,
Ma dystans do tego, do tej poezji, wiele przeczytał –
On wie, że poeta z niego niskich lotów,
Nie chce ścian burzyć, robić kłopotów.
Pani była trochę dumna, ale spoko,
Starsza, nawet ładna jak na moje oko,
Najmłodszy poeta, nieopierzony jeszcze,
Raczej natchnienie słabe i nie wieszczę,
By w przyszłości wielkim poetą został,
On chyba też to wie no i spoko – kolejny raz.
A na mnie powoli przychodzi czas,
„W pęcherzu zmiana”, i zawód pozostał,
Po spotkaniu z poetami,
I ich słabymi wierszami.