Michałowe fortele
pełnego werwy, z chęcią do walki,
gdy niósł animusz twardy jak skała,
chcąc na bruk skoczyć z każdej wersalki.
Pamiętam jego wierszy zagony,
którymi rzucał zajadłe ciosy.
Każdy solidny, nieprzeględzony,
chwalący partię swą pod niebiosy.
Że czerpią mądrość niczym z amfory,
jeszcze się w uszach mych snują echa.
Lecz choć wygrali w końcu wybory
to się Michałek dziś nie uśmiecha.
Miało być lepiej, więcej, wspanialej.
Szczęście i uśmiech w każdej godzinie.
I owszem i urósł jak mech na skale,
ale deficyt wielki jedynie.
Poszli do boju ostrzy siepacze.
Pałą, uchwałą tną metodycznie
chcąc zniszczyć tych co myślą inaczej,
by było bardziej demokratycznie.
Ale do brzegu dzisiaj Michałek,
nie krzyczy oddaj głos na Rafała,
tylko ściskając dłonie zbolała
mówi, że wszyscy to jedna chwała.
I tylko z wdziękiem jak jamnik służy
szepcząc przymilnie strofy jak gejsze.
Dajcie mu głosik, choć nie zasłużył,
bo to jest w sumie przecież zło mniejsze.
Miało przyśpieszyć wszystko gwałtownie,
demokratycznie, słodko i miło.
Lecz tłum naiwnych rośnie ponownie.
Bo w końcu znowu jest tak jak było.
Tuż po wyborach w postaci grantu,
aborcja stanie się docelowa.
Nowe podatki, tłum emigrantów,
a dzieciom będą przy płci majstrować.
Ale głosujcie krajanie mili.
Kobieto z biura, ze wsi rolniku,
tak byście znów się nie obudzili
z cuchnącą ręką, w pełnym nocniku.