Wiosenny leń
Okrutne męki wiosną przeżywam
gdyż leń me zmysły jak sznurek kręci,
wszak obowiązek na niwę wzywa,
a tu niestety brakuje chęci.
Prysły, jak zwykła bańka mydlana.
Czmychnęły niczym spłoszona myszka,
mówiąc. „Wrócimy na święto Jana,
chyba, że wcześniej złapie zadyszka”.
Wena podsuwa słodkie frykasy
i zapachami mój kinol łechce.
A mi na kromce plaster kiełbasy,
starczy, gdyż wtedy pisać się nie chce.
Woda źródlana z kropelką soku,
choć rym za rymem w głowie się plecie,
to zwykle wiosną prawie co roku
leń mówi - jesteś chłopie na diecie.
Żadnych porównań i epitetów.
Ciężkiej od lukru twórczej miernoty.
Oblanych ponczem rozdętych bzdetów,
jeśli nie starcza na nie ochoty.
Gdy ciepło wróci, wtedy być może,
pokażę wiersza swego pazury.
Z niejedną muzą pójdę na noże,
tylko przegonię lenia zza skóry.