Kot i jego wrogowie cz 4 z ?
-Nie przejmuj się. Tu da się przeżyć i to nawet nie najgorzej. Wystarczy tylko trochę pokombinować. Obok nas mieszka pewna stara panna. Jak ulał miejsce dla ciebie. Zgódź się. Będziemy się odwiedzać i nawet szczurzy król ci tutaj nie podskoczy – dodała robiąc wielkie oczy.
-Fajnie to wymyśliłaś, ale wybacz. Bardzo mi nie do twarzy w przyciętych uszach- odparła prezentując zdecydowanie kwaśną minę. -Może masz jednak gdzieś na oku jakąś metę? Ot tak, by się na chwilę zatrzymać, dopóki czegoś własnego nie znajdę – zapytała cedząc słowa z namysłem?
-Mówisz, że nie do twarzy. Pewnie masz rację. Ale jak zmienisz zdanie to pamiętaj że na pewno staniesz się celem życia dla tej rudej Zośki. No dobra – Plama zmieniła ton po chwilowym namyśle. -Czasem się odrobinę powłóczę i raz czy dwa zajrzałam do sąsiednich ogródków działkowych. Niektóre z nich są opuszczone. Przy głównej alejce znajdziesz właśnie taką. Do altanki nie ma dostępu, zresztą tam szczury urzędują, ale obok stoi gołębnik. Ptaków już tam nie ma, jednak kawałek dachu nad głowa tam znajdziesz. Można się nawet w dość wygodnych warunkach przespać w starym gnieździe- dopowiedziała z uśmiechem na pyszczku. Tylko uważaj na szczury. Ich jest wszędzie pełno. Mówią że kiedyś, gdy bezdomnych kotów było na pęczki, to siedziały w kanałach, lecz teraz kiedy rakarze większość z nich wyłapali rozlazło się całe towarzystwo po świecie.
-A co, wy nie możecie się nimi zająć- zapytała Sprytka przerywając siostrzany monolog?
-Kto to wy? Najczęściej nas zamykają w domach, a jak wyrwiesz się czasem na spacer to zapewne nie głodna. A tyle tego ścierwa się nocami włóczy, że lepiej nie szukać z nimi przygód. O jeszcze jedno. Jeśli chodzi o rakarzy to uważaj szczególnie na jednego. Wołają na niego Edek. Jeździ takim żółtym samochodem i zawsze przy jego nodze chodzi wielka dobermanica. Pomaga mu z wdzięczności, za to że zabrał ją ze schroniska.
-A tego szczurzego króla widziałaś- spytała siostra zaciekawiona?
-Gdzie tam. Jak mówią on siedzi cały czas w najgłębszych jamach. Jemu nawet żarcie donoszą, najpierw sprawdzając czy nie zatrute. Kontakty z nim mają jedynie jego „ministrowie”. Pewnie tak żyje by nawet gdy jakiś szczurołap dobierze się stadu do skóry stworzyć warunki do odnowienia populacji. Słyszałam nawet że gdy gdy liczba szczurów spada poniżej alarmowej ilości to samice rodzą jedynie dziewczynki, by czym prędzej wrócić do zakładanej ilości parchatych ogonów. Zatem sama widzisz, że nie koniecznie łatwym jest walka z nimi -dodała po chwili.
-No ale on przecież kiedyś w końcu zdycha ze starości.
-Zdycha, zdycha, jednak wcześniej wybiera kilku ze swoich synów, których odpowiednio przygotowuje i wysyła w podróż by nabrały doświadczenia. Z tych którzy przeżyją wyznacza swego następcę. Prawdopodobnie ty takiego właśnie wybrańca załatwiłaś – dopowiedziała szeptem. -O takich rzeczach nie ma co mówić głośno, bo noc ma tysiące uszu, a tam gdzie uszy są również języki. Ale ty pewnie głodna jesteś- zapytała po chwili ciszy? Choć spróbuj jaką to ambrozją mnie karmią -zamiauczała i ruszyła w stronę ściany.
Skała tam plastykowa miseczka do której ktoś nasypał garść małych ciasteczek intensywnie pachnących mięsem z kurczaka.
-Rzeczywiście ambrozja- zawołała Sprytka pochłaniając kolejne smakowite kawałki. -Po chwili jednak przerwała konsumpcję, gdyż poczuła nagłe pragnienie.
-Wodę masz obok. Zapomniałem ci powiedzieć byś jadła powoli, bo to bardzo zapychające.
-Wiesz co. Może to i smaczne, ale jakoś wolę mleko od gospodarza – wyszeptała łapczywie pijąc przezroczysty płyn z sąsiedniej miseczki.
-Przyzwyczaisz się. Jak miałam podobnie, a teraz bez tych ciasteczek już nie wyobrażam sobie życia.
Rozmowa sióstr trwała jeszcze jakiś czas jednak gdy niebo od wschodu zaczęło powoli zmieniać barwę z czerni na z każdą chwilą coraz jaśniejsze odcienie szarości, a od strony pobliskiej ulicy zaczęło dobiegać warczenie sporadycznie przejeżdżających aut, Sprytka ruszyła w nieznane szukając we wskazanym kierunku terenu ogródków działkowych. Gdy w końcu tam dotarła słońce zaczęło już ciekawie wyglądać zza widnokręgu. Nagle przekonała się że teren jest idealnie skrojony pod jej temperament, gdyż ogrodzenia wyrastające z ziemi co kilka kroków pozwalały jej z łatwością umknąć przed każdym niebezpieczeństwem i pogonią. Unoszący się wokół subtelny zapach myszy, które na dojrzewających plonach miały nielichą wyżerkę, uświadomił jej fakt iż raczej głodna tu nie będzie. Około godziny siódmej zmęczona dotarła do poszukiwanego gołębnika. Przez wybite okno ostrożnie weszła do środka, po czym stanęła w bezruchu i długo nasłuchiwała. Cisza aż wirowała w uszach. Ostrożnie, krok za krokiem weszła w półmrok pomieszczenia. Zachłannie wciągała powietrze noskiem by wyłapać i odcedzić pozostawione w nim fragmenty zapachów. Było ich sporo, ale żaden z nich nie był na tyle świeży by mógł ją zaniepokoić. Wspinała się po delikatnych szczebelkach coraz wyżej, omijając ostrożnie zaschnięte ptasie kupy i tysiące małych i większych piór, aż w końcu dotarła do półki z dość sporym otworem, z którego wystawała wyślizgana deska stanowiąca niegdyś pas startowy dla eskadry gruchających, podniebnych lotników. Wiatr, który czasami zaglądał do środka, niby od niechcenia zamiótł podłogę tego pomieszczenia sprawiając że Sprytka bez niemiłych rewelacji wyciągnęła się na niej w taki sposób, że głowę miała skierowaną w stronę dziury w ściance. Z góry co chwila z ciekawością zerkała na świat dookoła. Obserwowała ludzi, którzy krzątali się wokół swoich spraw, psy goniące za za swoim psim szczęściem. Spoglądała drapieżnie na ptaki szukające nasion i robaków, a gdy tego było im mało kradnących owoce z licznych drzew. Co jakiś czas zmęczona przeżyciami ostatnich godzin zasypiała krótkim i czujnym snem, by po chwili na nowo wytężając wszystkie zmysły sprawdzić czy jej azyl jest ciągle bezpieczny. Tak minął pierwszy dzień w jej nowym królestwie. W małym kocim rozumku kłębiły się ciągle przeróżne myśli. Wspominała matkę, miskę z mlekiem, miłą dłoń gospodarza i rozmowę z siostrą. W sumie doszła do przekonania, że właściwie mogło być o wiele gorzej. Nie jest głodna, ma dach nad głową, w pobliżu siostrę, urodzaj myszy i ptaków. No może tego głaskania tylko brakowało, ale w końcu nikt nie powiedział że ma być aż tak słodko. Gdy zrobiło się już ciemno i wokół zazdrosna cisza przejęła panowanie nad dziennym hałasem, czując ciekawość i delikatny głód powoli i ostrożnie opuściła swój zamek. Szła uważnie stawiając łapki. Co chwila zatrzymywała się i nasłuchiwała odgłosów nocy. Przekonała się przy tym że życie na działkach nigdy nie zamiera. Na trasie swojej wędrówki spotkała jeża, który posilał się mlekiem zostawionym przez ludzi w miseczce. Oczywiście nie omieszkała się poczęstować, gdy już kolczasty łowca ruszył na poszukiwanie ślimaków. Idąc dalej stwierdziła, że nie tylko ona ma chrapkę na myszy, bo dostrzegła meandrujący w krzakach cień polującej kuny, oraz połyskujące w blasku księżyca szerokie źrenice oczu sowy, która usadowiła się na gałęzi starej jabłoni. W międzyczasie wykorzystując swoje umiejętności super myśliwego upolowała dwie tłuściutkie nornice, które buszowały na grządce marchwi. Spożyła je pośpiesznie pod krzakiem porzeczki nerwowo spoglądając dookoła, tak jakby obawiała się że ktoś może mieć chrapkę na jej zdobycz. Posiłek sprawił że na długo zapomniała o tym iż na świecie istnieje coś takiego jak głód. Gdy już delikatnie zmęczona miała zamiar wracać do swojego gołębnika usłyszała na sąsiedniej działce dziwnie znajomy szmer. Zaciekawiona pospiesznie wspięła się dach niewielkiej szopki na narzędzia i zaczęła wnikliwie obserwować teren. Oczy przystosowane do widzenia po zmroku dokładnie przeczesywały wszystkie ciemne zaułki by odkryć sprawcę tych szelestów. Po chwili zza ciemnej ściany tunelu foliowego wychyliła się kocia głowa. Rozejrzał się wokół siebie i ruszył dumnym, sprężystym krokiem w stronę ogrodzenia. Sprytka bojąc się wykrycia przywarła do dachu i do swojego nosa łowcy zaczęła intensywnie wciągać powietrze, z którego wyczytała, że jest to młody kocur. Poczuła się jakoś dziwnie nie wiedząc czy ma zeskoczyć i przedstawić się, czy też trwać w zupełnej ciszy. Nie miała jednak dużo czasu na swoje dylematy gdyż obiekt jej zainteresowania odbił się z ziemi i po chwili znikł w ciemności za płotem. Młoda kotka jeszcze chwilę poleżała w swoim puncie obserwacyjnym chwaląc się sama przed sobą własną roztropnością i gdy pomimo intensywnego nasłuchiwania do jej uszu dobiegała jedynie nocna cisza wróciła do swego królestwa. Czym prędzej weszła na samo poddasze i zasnęła snem sprawiedliwego. Śniła jej się rodzinna wioska, pieszczotliwa ręka gospodarza i ten ciemny intrygujący cień, który w jakiś dziwny sposób przykleił się do jej myśli i nie miał zamiaru od nich się oddalić. Gdy tak spała nie miała zielonego pojęcia, że również ona jest obiektem obserwacji. Dziesiątki ciekawych oczu i nosów śledziło jej każdy krok. A niektóre z nich szczególnie zainteresowały ślady po ugryzieniach na jej uchu.