Wiersz o miłości
napiszę dzisiaj wiersz o miłości.
Wszyscy je hurtem pchają na stronę,
a one kwitną tam hołubione,
gdyż wciąż zbierają uznania żniwo,
zatem spróbuję, w końcu o dziwo
może przełamie się passa marna
i ja odnajdę uznania ziarna.
Z początku musi być on i ona,
lekko rozchwiana, ciut rozmarzona.
A może lepiej z mody przyczyny
wyjdą dwa samce, lub dwie dziewczyny?
Żwawo przeskoczę do wyższej ligi,
jeśli opiszę ich figi migi.
A gdy to zrobię w sposób zabawny,
będę poczytny, oraz poprawny.
Choć może jednak walnę groteskę?
Pana z lalkami, lub panią z pieskiem.
Wtedy na pewno słowa zachwytu,
sypać się będą w krąg bez limitu.
Ważne to dla mnie, wszak jestem gminny,
niedopieszczony i zawsze winny.
Szczypta ironii, dwie metafory
i wiersz już pręży liczne walory.
Miałbym mamonę, puchar w salonie,
jednak swój pomysł zdradziłem żonie.
Ona to słysząc trochę zuchwale
strzeliła szmatą po siwej pale.
Krzyczy i ostro mnie wciąż obwinia,
żem erotoman i przy tym świnia.
Na otrzeźwienie w niezłej udręce,
przyszło mi fugi czyścić w łazience.
Dzisiaj nie nęcą już mnie przechwałki.
Siedzę i składam gminne kawałki,
roztropnie przy tym racząc się ciszą,
a o miłości niech inni piszą.
