Zamawianie baby pod wiezbą
wkoło wiezby drepce.
Coś mruczy do siebie,
zamawiania szepce:
- „Widzioła, widzioła
carnego kozioła”.
Wiezba się rozwarła,
wypuściła karła.
Carny a kosmaty,
ksywy i garbaty.
Z flaską wódki w łapie,
na babe sie gapie.
Ocy ma czerwone,
zezowate one.
Pierdnął siarko zdrowo
i tak zece mowo:
- Co tu mrucys stara,
wynoś mi sie zara.
Pudzies stąd, kie prose,
bo ludzkich nie znose.
- Toć zbieram muchary
Na zamowy, czary.
I tobie przynosze
o słuchanie prosze.
Widzis babo już ciemno,
nie te gatki tu ze mno,
uciekaj do lasu,
nie mam dla cie czasu.
Przysłaś tu pod wiezbe
zamawiać nas ciemne.
Cuję cuś mnie czyma
jakowaś pętlina.
- Dobrze zamówiłam
z gadko się nie mijam,
dyć jesteś paskudo,
nie cekałam długo.
- Mów co chces starucho
bo bryzgne siwucho…
- Chce być młoda i piekna
i… nie boje sie piekła.
- Ech, wielkie mecyje,
odkąd ja tu zyje
każda prosi o to
daje dusze, złoto.
Babo, powiem przecie,
nie ma tego w świecie
by kto to oczymał
choćby ponaginał.
Młodość ceny ni ma,
głupawa babina.
Chocia bardzo chcecie
casu nie cofniecie.
Mamy złoto, dukaty,
karoce, pałace, szaty,
wszytko z czeluści wiezby
ale młodości? gdziezby.
Carny golnął se wódke ,
na te przemowe krótkie.
A baba ozorem miele,
że on nie diebeł a ciele.
Że do wiezby przyciśnie,
aze smoło zachłyśnie.
I jeszcze dalej groziła
o mało co by go biła.
Un tupnoł carnym kopytem
I zniknoł jakowoś przy tem.
Baba go ułapić kciała,
ostała jej się gozała.
Potem ludziska godali
i palcem pokazywali,
że łazi po łonce, sama
noco pod łozy, do rana.
Juze przyszła zima
a morału ni ma.
To powim o sobie
I tak to odrobie:
Latołek, latołek
całe zycie lekko,
nie zabyłem wcale
kiej ta mi się zwlekło.
