a we mnie wciąż rosną pożary...
czasem nocą
milczymy kiedy jest nam nie po drodze
wracamy spojrzeniem białym od żaru
cierpkim od mroku
gdzie każdy dotyk wyrywa ze snu
prawdziwy ból niedokończenia
i tkwi jak ostrze w łamanym chlebie
z prorokiem w pół na pół
z pocałunkiem złożonym pod krzyżem
gdy otwieramy powszedni głód
nigdy już nie otrzemy się o wiosny
pośród konwalii
bo czas przesypał garść życia przez twoje
dłonie i zatarł za sobą ostatni ślad
warstewką gliny
pod którą mrowi się tylko kamienny sen...